W związku z tym, że nie mam już tak dużo czasu na prowadzenie bloga, (a wiele osób pisze prośby o jego kontynuację) ogłaszam mały przetarg ;) Każdy, kto ma jakiś pomysł na to, jakie mogą być dalsze losy Mii, Patrici, Julie, Caroline, Stacy, Emmy i chłopaków z drużyny - może je zrealizować. Wystarczy napisać w komentarzu jakąś próbkę rozdziału. Z nadesłanych propozycji komisja wybierze jedną osobę, która zostanie współautorem MIDNIGHT MEMORIES. Fajnie? No to do dzieła!
P.S. Spokojnie, komentarze są moderowane, więc nikt bez Waszej zgody ich nie przeczyta, jeśli chcecie pozostać anonimowi. I przy okazji nikt nie ukradnie Wam pomysłów ;)
P.P.S. Skład komisji: Cleo, Donatan i myszy. Ewentualnie jeszcze Psotka i Babinka.
P.P.P.S. Na propozycje czekamy do 13.04. włącznie.
wtorek, 1 kwietnia 2014
wtorek, 11 marca 2014
Rozdział 9 - Tylko grzecznie, robaczki!
***Caroline***
Odkąd
Caroline spotykała się z Liamem, nabrała pewności siebie. Chłopak często ją
komplementował, czym pomógł jej dostrzec, jaką wspaniałą osobą była. Kiedy
Carol patrzyła na swoje zachowanie sprzed kilku tygodni, dziwiła się sama
sobie. Teraz nie było już śladu po dawnej Caroline. Liam stworzył ją na nową.
Teraz była na hali. Zwołała nadzwyczajne zebranie cheerleaderek i teraz na nie
czekała. Włosy miała związane w wysoki kucyk. Ubrana była w dopasowaną
bokserkę, podkreślającą jej smukłe ramiona i plecy. Miała także luźne dresowe
spodnie, które jednak doskonale uwidaczniały jej jędrny tyłek. Na nogach miała
zwykłe trampki. No i się uśmiechała. Kiedy zobaczyła nadchodzące dziewczyny, od
razu je pospieszyła.
-Szybciej,
szybciej, dziewczęta! Co jest? Więcej energii! – Caroline próbowała przekazać
choć trochę swojego entuzjazmu koleżankom.
-Carol, jest
ósma rano. A poza tym skąd my mamy brać tę energię? I z czego się cieszyć? –
pytała jedna z dziewczyn. – Przecież jesteśmy beznadziejne. Nic nam nie
wychodzi.
-I tu się
mylisz. Mam dla was niespodziankę – szybko odparła Carol. – Dostałyśmy
propozycję wyjazdu do Nowego Jorku jako osobisty doping Pringlesów. Co wy na
to?
Cheerleaderki
wyglądały na mocno zaskoczone. Nikt nic nie mówił. W końcu odezwała się Stacy:
-No co jest?
Nie cieszycie się?
-Ty niby
chcesz z taką beznadziejną drużyną jechać do Nowego Jorku? Żenada! –
niespodziewanie do rozmowy włączyła się Patricia. – Tylko się skompromitujecie!
-Miło, że
dołączyłaś, Patt – spokojnie mówiła Caroline. –Muszę Cię jednak zmartwić. Nie
chcę jechać z całą drużyną na te zawody. A właściwie to nie mogę. Mogę zabrać
tylko kilka osób. Ściślej mówiąc – tylko cztery. Przepraszam, że nie będziecie
mogły wszystkie pojechać.
-W porządku,
Carol. Rozumiemy to. Dzięki, że się w ogóle tak starasz – powiedziała jedna z
dziewcząt.
-Właśnie.
Poprzednia kapitanka była bez sensu. Nie umiała tańczyć, choreografia była
słaba i nawet nie było co marzyć o jakiś wyjazdach – dodała druga.
-No okej,
wszystko ładnie pięknie, ale kto pojedzie oprócz mnie? – niecierpliwiła się
Patricia.
-Właśnie
Carol, wiesz już kogo zabierzesz?
-Tak. Długo
nad tym myślałam i rozważałam wszelkie za i przeciw. Postanowiłam, że pojedzie
ze mną Stacy, Mia, Julie i Emma.
-Co?! Chyba
coś ci się pomyliło, dziewczynko! – Patricia zerwała się na równe nogi i w
jednej chwili znalazła się obok Caroline.
-Przykro mi,
Patt, ale nie możesz z nami jechać. Masz za małe umiejętności i byłaś tylko na
jednym treningu – Carol była w pełni opanowana. Jej twarz nawet nie drgnęła.
-Że co?!
Niby jestem za słaba? – Patricia wpadła w szał. – Posłuchaj ty głupia flądro –
Patt niebezpiecznie zamierzyła się na Carol. – Ja tam MUSZĘ pojechać,
słyszysz?!
Caroline nie
zlękła się jednak i wytrzymała zachowanie agresywnej koleżanki. Inne dziewczyny
zareagowały jednak niemal natychmiast. Szybko odciągnęły Patricię, aby nie
zrobiła nikomu krzywdy.
-Nie
wymusisz na mnie zmiany decyzji. Tym bardziej siłą – szorstko zauważyła Carol.
-To się
jeszcze okaże – Patricia brzmiała poważnie. Spojrzała Caroline głęboko w oczy i
zdenerwowana wyszła z sali. Carol z przerażeniem dostrzegła w jej wzroku obłęd.
***Stacy***
Po wyjściu
Patrici przez chwilę panowała pełna napięcia cisza, którą ostatecznie przerwała
Stacy.
-Dobrze
zrobiłaś, Carol. Nie przejmuj się – powiedziała i położyła rękę na ramieniu
przyjaciółki.
-Właśnie!
Bardzo dobrze zrobiłaś – dodała inna z dziewcząt.
-Tak. Dobry
wybór. Nie ma co się martwić – odzywały się kolejno głosy pozostałych członkiń
zespołu.
-Dziękuję,
że mnie wspieracie. I cieszę się, że popieracie moją decyzję – powiedziała Caroline.
-A niby
dlaczego miałoby być inaczej? Przecież jesteś najlepszym kapitanem na świecie! –
śmiała się Stacy.
-Czy my już możemy
iść? Mam na myśli dziewczyny, które nie jadą do Nowego Jorku – zapytała jedna z
cheerleaderek.
-Tak, tak,
dziękuję, że przyszłyście – odpowiedziała kapitan.
-Dobrze
zrobiłaś, Carol. Serio się na tym znasz – dodała na odchodne Kate i razem z
resztą dziewczyn wyszła z sali.
Teraz obok
Caroline została tylko czwórka wybranych
dziewcząt : Stacy, Mia, Julie i Emma.
-To opowiadaj
teraz o co dokładnie chodzi- Zaczęła Stace.
Znaczy mi
nie musisz, ja już wiem, Ale one nie- szybko dodała.
-Pringlesi
mają za dwa tygodnie bardzo ważny mecz w NJ.
Najważniejszy
w tym semestrze. Bardzo im zależy na jak najlepszym wyniku, więc poprosili nas
o jak najlepszy doping. Tak więc musimy przygotować wyjątkowy układ i godnie
reprezentować ,,The Pringles”. Od razu zastrzegam, że to nie będzie wyjazd towarzyski. Czeka nas ciężka praca,która
zacznie się już tutaj.- wyjaśniała Carol. Po chwili milczenia zapytała:
-Jesteście
na to gotowe ?
Dziewczyny
spojrzały po sobie. Wyglądały na zdecydowane.
-Oczywiście,
że jesteśmy! - odparła Stacy.
-I
dziękujemy, że to nas wybrałaś –dodała Julie.
-Myślę,że to będzie piękny
czas – stwierdziła Mia, obejmując ramionami
dziewczyny. – I myślę, że właśnie rodzi
się tu piękna przyjaźń.
***Zayn***
Zayn i Liam
szli korytarzem. Właśnie zaczęła się przerwa i chłopcy pierwsi wyszli z klasy.
Pewnym krokiem zmierzali w kierunku Sali gimnastycznej. W końcu Malik nie wytrzymał i zapytał :
-A Caroline
to się chyba przyjaźni ze Stacy, co ?
-Chyba tak.
A dlaczego pytasz ? – rzucił niedbale Liam.
-Tak tylko pytam.
Zastanawiam się, czy Caroline zaproponuje Stacy wyjazd do NJ. – Zayn starał się
mówić, jakby mu nie zależało. Silił się na obojętny ton, ale mu nie wychodziło.
Liam od razu zrozumiał, o co mu chodzi, ale nie dał tego po sobie poznać.
Uznał, że fajnie będzie trochę podręczyć przyjaciela.
-No nie
wiem, nie wiem – odpowiedział więc Payne. – Wydaje mi się, że ktoś mi mówił, że
Stacy nie jedzie. Podobno Carol uznała, że jest za słaba.
-Serio?! –
Zayn nie umiał jednak pohamować emocji i teraz wyraźnie okazał rozczarowanie..
Liam był za to wyraźnie rozbawiony.
-Co ty na
to, żebyś sam zasięgnął informacji u źródła? – rzucił Liam z chytrym uśmieszkiem
i szybko wszedł do Sali gimnastycznej, do której właśnie dotarli. Zayn po
chwili podążył za przyjacielem. Otworzył drzwi i zobaczył Liama rozmawiającego
z Caroline i Stacy. Kiedy Payne zobaczył Malika szybko powiedział:
-Carol, Zayn
ma do ciebie bardzo ważne pytanie – specjalnie mówił głośniej, aby Zayn już od
progu wszystko dobrze słyszał. Caroline poczekała, aż Malik do nich dołączy, po
czym z pełnym zainteresowaniem zapytała o co chodzi.
-Czy… czy
Stacy jedzie z nami? – wypalił Zayn.
Carol odczekała
chwilę i nagle wybuchnęła gromkim śmiechem. Liam i Stacy również nie kryli
rozbawienia.
-Hmm no nie
wiem, może sam jej zapytaj. Co ty na to? – rzuciła Caroline i puściła oczko do
Stacy.
-Tylko
grzecznie, robaczki! – poucz Liam, po czym złapał Carol za rękę i ze śmiechem
wybiegli z hali.
poniedziałek, 3 marca 2014
Rozdział 8 - Cichy szpieg
***Julie***
Julie
postanowiła odwiedzić Mię. Nie widziała się z nią od tamtego feralnego
wieczoru. Długo myślała nad tym, czy powinna to zrobić. W końcu jutro zobaczą
się w szkole. Ale z drugiej strony Mia była jej przyjaciółką. To przesądzało
sprawę, dlatego Julie stała teraz pod jej domem. Zadzwoniła do drzwi i krótko
potem już była wewnątrz. Znała drogę do pokoju Mii, więc szybko wbiegła po
schodach. Cicho zapukała i zdziwiła się, gdy z wewnątrz usłyszała radosne „proszę!”
-Cześć! Jak
miło cię widzieć! – Mia rzuciła się Julie na szyję, gdy tylko ją ujrzała.
Julie
odwzajemniła uścisk. Była szczęśliwa widząc przyjaciółkę w tak dobrym stanie.
-Widzę, że
czujesz się już całkiem dobrze – uśmiechnęła się do Mii. – Bardzo się cieszę.
-Tak, czuję
się świetnie. – odpowiedziała Mia. – Jeszcze wczoraj rano było fatalnie. Nie
chciałam nikogo widzieć, nigdzie wychodzić. Miałam ochotę umrzeć!
-Mia, nie
wolno ci tak mówić – zaniepokoiła się Julie.
-Wiem. Teraz
już to wiem. A to wszystko dzięki Harremu.
-Ooo, coś czuję,
że masz mi dużo do opowiadania.
-A owszem,
mam – powiedziała dumnie Mia. – Siadaj wygodnie i słuchaj. Wczoraj rano…
***Retrospekcja Mii***
…odwiedził
mnie Harry. Było zrozumiałe, że nie chciałam mu się pokazywać z poharataną
twarzą i siniakiem pod okiem. On jednak się uparł! Przyniósł mi kwiaty, mówił
same miłe rzeczy, pocieszał mnie… Był taki kochany! Nie wiem czym sobie na to
zasłużyłam. Przecież znamy się tak krótko, a on jest dla mnie taki dobry. Czyż
to nie wspaniałe? Ale ok, widzę zniecierpliwienie na twojej twarzy, więc
przechodzę do sedna. On mnie pocałował. Zrobił to tak czule i delikatnie, że
przez chwilę poczułam się jak w niebie. W ogóle się tego nie spodziewałam.
Totalnie mnie zaskoczył. Kiedy oderwał swoje usta od moich, musiałam wyglądać
na oszołomioną, bo tylko uśmiechnął się ciepło i powiedział: „Odpręż się. Nie
musisz się krępować. Dla mnie jesteś najpiękniejsza. I od teraz zamierzam ci to
powtarzać codziennie”. Położył swoją dłoń na mojej. Gdy tylko poczułam ciepło
jego ciała, przeszył mnie dreszcz. Ale było to bardzo przyjemne uczucie. Mogłabym
tak trwać przy Harrym wiecznie, ale on powiedział nagle, że musi iść. Dostałam
jeszcze buziaczka w policzek na pożegnanie i zostałam sama w pokoju. Jeszcze długo po jego wyjściu nie mogłam
ochłonąć. Nie mam pojęcia, ile to znaczyło dla Harrego. No ale wiem jedno – nie
jesteśmy jeszcze parą. Chociaż bardzo bym tego chciała… Nawet nie masz pojęcia,
jak bardzo!
***Harry***
„Dasz radę.
Poradzisz sobie. Co się z tobą dzieje, stary? Weź się w garść!” – Harry stał
pod domem Mii i próbował opanować zdenerwowanie. „Dobra, raz kozie wio, a co!” Styles podniósł głowę i spojrzał w górę. Stał
dokładnie pod oknem dziewczyny. Podniósł mały kamień i uderzył nim w szybę. Zero
reakcji. Podniósł drugi i zrobił to samo. Tym razem firanka w oknie się
poruszyła i Harry zobaczył Mię. Wyglądała na mocno zaskoczoną.
-Co ty tu
robisz? – zapytała, gdy otworzyła okno.
-Zapraszam
cię do Nowego Jorku – spokojnie odparł Styles.
-Co?! – Mia nie
kryła zdziwienia.
-Dowiesz się
wszystkiego jutro w szkole. Chciałem cię dzisiaj po prostu poinformować, że za
dwa tygodnie jedziemy do Nowego Jorku. Możesz się już zacząć pakować. Wiem, że
dziewczyny potrzebują na to dużo czasu – zaśmiał się Harry i już go nie było.
***
Ani Harry,
ani Mia nie wiedzieli, że całej ich rozmowie przysłuchiwał się cichy szpieg ukryty
w zaroślach, nieopodal domu Mii. Tą osobą była Patricia. Podsłuchana rozmowa
zrodziła w jej głowie nowy plan działania. Nikt nie był jednak w stanie
odgadnąć jego szczegółów z jej chytrego wyrazu twarzy.
czwartek, 13 lutego 2014
Rozdział 7 - Los na loterii
***Harry***
Było późne
sobotnie popołudnie. Harry leżał na kanapie i z nudów zmieniał kanały w
telewizji. Po chwili odłożył pilota i sięgnął po książkę leżącą na komodzie.
Kilka dni temu zaczął czytać „50 twarzy Greya”, ale jeszcze nie skończył.
Otworzył w miejscu, gdzie poprzednio przerwał i wyciągnął zakładkę. Rzucił
okiem na stronę, ale jego wzrok nigdzie się nie zatrzymał na dłużej. Ponownie
włożył zakładkę w to samo miejsce i odłożył książkę. Nie mógł się na niczym
skupić. Wciąż myślał o Mii. Martwił się jej stanem zdrowia. Fizycznie miała
tylko kilka siniaków i zadrapań, ale psychicznie była w totalnej rozsypce.
Nagle zadzwonił telefon.
-Halo, Mia?
– odebrał Harry.
-A ten tylko
o jednym! – rozległ się w słuchawce głos Louisa.
-A to ty,
cześć.
-Tak, to
tylko ja. Dzwonię, żeby Ci powiedzieć, że za pół godziny masz być u mnie.
Musimy pogadać o turnieju. To już przecież za 3 dni! – wyjaśniał Louis. – No,
chyba że masz inne plany, na przykład randkę z Mi…
-Nie! –
szybko urwał Harry. – Będę za pół godziny, nara – powiedział i rozłączył się.
Jeszcze tego
brakowało, żeby Louis robił mu docinki o Mii. Niedoczekanie!
***Zayn***
-Ja otworzę!
– krzyknął Zayn, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. – No, stary, nareszcie!
Ile można czekać? Już myślałem, że znowu śpisz i nie przyjdziesz – mówił Zayn,
kiedy w drzwiach zobaczył Harrego.
-Wiem, że
się spóźniłem, sory – tłumaczył się Styles. – Ale za to zdążyłem kupić mały
prowiant – powiedział wyciągając rękę z siatką pełną piwa.
-No i to
rozumiem! – Zayn poklepał Harrego po ramieniu. – Właź!
-Ooo, widzę
że loczek w końcu dołączył – żartobliwie zauważył Niall. – Lepiej późno niż
wcale.
-Zostaw go,
on ma inne zajęcia niż najważniejszy turniej kosza w tym semestrze! – kpił
Louis.
-Niby co
może być ważniejsze od kosza? – szczerze zapytał Horan.
-MIA! –
wykrzyknęli Liam, Zayn i Louis.
-Już?
Ulżyło? – zapytał Harry. – Czy w końcu możemy przejść do omawiania strategii na
turniej?
-Dobra, już
dobra, zaczynajmy – zawyrokował Zayn.
-Skoro już
zabrałeś głos, to może masz jakiś pomysł, jak mamy to wygrać? – zapytał Liam,
wygodniej siadając w fotelu i otwierając puszkę piwa.
-A wyobraź
sobie, że mam! – triumfalnie odrzekł Zayn. – Posłuchajcie. – ciągnął. – W kosza
gramy dobrze.
-A nawet
bardzo dobrze! – poprawił Liam.
-Możesz mi
nie przeszkadzać, kiedy ja mam natchnienie? – zgromił go Zayn. Kiedy zauważył,
że Payne się wycofał, podjął swoją mowę na nowo. –Na czym to ja… A tak! W kosza
gramy dobrze, a nawet bardzo dobrze, jak zauważył kolega. Ale to nam nie
wystarczy. Sam warsztat to nie wszystko. Potrzebujemy jakiejś tajnej broni.
Musimy znaleźć coś, co znokautuje naszych rywali. Mamy już kilka specjalnych
zwodów, trener się o to postarał. Ale teraz chodzi mi o coś dodatkowego.
Zapewne zastanawiacie się, co to może być. Nie zamierzam was dalej trzymać w
niepewności. Chodzi mi o doping.
-Doping? –
kpiąco powtórzył Niall.
-Otóż tak,
doping – spokojnie powiedział Zayn.
-Heloł!
Ziemia do Zayna! Przecież zawsze na meczach mamy doping! Zapomniałeś, że w
naszej szkole istnieje drużyna cheerleaderek? – ciągnął Niall.
-Nie, nie
zapomniałem – Zayn był coraz bardziej poirytowany. – Skoro nasz Niall jest taki
spostrzegawczy, by zauważyć, że mamy drużynę cheerleaderek, zapewne zauważył
również, że ostatnio nie idzie im najlepiej. Cała drużyna się rozpadła, nowe
dziewczyny nie dają rady… Myślałem więc o tym, żeby zatrudnić zawodowe
cheerleaderki. Znaczy taki, które co roku biorą udział w mistrzostwach
stanowych i je wygrywają.
-Zayn ma
rację – odezwał się nagle Liam.
-Dziękuję,
że chociaż ty doceniasz mój genialny pomysł – Zayn uśmiechnął się do Liama.
-Ale
równocześnie też jej nie ma – dodał Payn.
-Tobie już
chyba wystarczy – zaśmiał się Louis, zabierając mu piwo. – Jak może mieć rację,
ale jej nie mieć?
-Po prostu –
spokojnie wyjaśniał Liam. – Ma rację z tym, że potrzebny nam specjalny doping,
ale nie ma racji z tym, żeby zatrudniać kogoś z zewnątrz. Pomyślmy o tym
racjonalnie: nawet jak zatrudnimy super-hiper-ekstra-najlepsze cheerleaderki na
świecie, to i tak nam to nic nie da. One będą profesjonalne w swoich ruchach i
skokach, ale nie dodadzą nam energii. Jesteśmy dla nich obcy, ich doping nam
nie pomoże. A poza tym, to kto za to zapłaci? Trener? My?
-Dobra, masz
to piwo, jednak jesteś trzeźwy – powiedział Louis i oddał Liamowi puszkę.
-No okej,
może to nie był do końca dopracowany pomysł, ale masz lepszy, mądralo? –
zapytał Zayn.
-A wyobraź
sobie, że mam – tajemniczo uśmiechnął się Liam i spokojnie dokończył swoje
piwo.
***Stacy***
Stacy
wychodziła właśnie ze sklepu, kiedy zderzyła się z czyjąś głową. Uderzenie było
na tyle silne, że dziewczyna straciła równowagę i upadła na tyłek.
-Jejku, nic
ci nie jest? – usłyszała znajomy głos nad sobą. Nie była jednak w stanie
rozpoznać jego właściciela. Kiedy podniosła głowę, zobaczyła nad sobą
zatroskaną twarz Caroline ze swojej klasy.
-Nie, nic mi
nie jest. – Kiedy Carol nie wyglądała na przekonaną, Stacy dodała: - Serio,
wszystko dobrze. Często mi się to zdarza, więc szybko się przyzwyczaiłam. A
Tobie nic nie jest?
-Nie, chyba
nie – mówiła Carol równocześnie rozcierając zaczerwienione czoło. – Chodź,
pomogę ci wstać – dziewczyna podała Stacy rękę.
-O nie! –
wykrzyknęła Stacy, kiedy tylko stanęła na nogi. – Zdaje się, że upadłam prosto
w psią kupę!
-Serio masz
pecha, teraz ci wierzę – Caroline nie kryła rozbawienia. – Gdzie mieszkasz,
daleko? Odprowadzę cię. Nie pozwolę spacerować ci po mieście samej z wielką
plamą po kupie na spodniach.
-Dzięki,
jesteś kochana.
Dziewczyny
szły spokojnie całą drogę rozmawiając i serdecznie się śmiejąc. Chociaż nie
znały się dobrze, czuły się świetnie w swoim towarzystwie. Nawet nie zauważyły,
kiedy znalazły się pod domem Stacy.
-To tutaj,
tutaj mieszkam – powiedziała Stace. – Może masz ochotę na herbatę? Zapraszam –
z uśmiechem zachęcała Stacy.
-Właściwie
to chętnie. I tak nie mam na dzisiaj żadnych planów – odparła Carol i weszła za
koleżanką do środka.
Pokój Stacy
był przestronny i gustownie urządzony. Wszędzie było dużo różnych przedmiotów i
pamiątek, którym z zaciekawieniem i podziwem przyglądała się Caroline. Na
ścianach wisiały kolorowe zdjęcia, w kącie stała deskorolka, na biurku niedbale
leżały ochraniacze… Ale najbardziej rzucał się w oczy jaskrawo pomarańczowy
kask ochronny. Carol z uśmiechem podeszła do niego i wzięła go w dłonie. Z
bliska zauważyła napis, jaki na nim widniał: „Uwaga, łamaga!”
-Co to jest?
– zaśmiała się Caroline.
-To prezent
od mojej mamy. Jak już pewnie sama zauważyłaś, straszna sierota ze mnie. Ciągle
na coś wpadam, obijam się, przewracam. Moją mamę bardzo to niepokoi, dlatego
dała mi ten kask. I dodała do niego ten napis, bo dobrze wie, że nigdy z
własnej woli nie założyłabym ochronnego kasku na głowę. Ale ze śmiesznym
napisem to co innego. Teraz nie traktuję tego jako ochrony mojej głowy, ale
jako stylowy dodatek.
-Rozumiem, o
co ci chodzi. I jestem tego samego zdania – pochwaliła Carol.
-Dobra,
dobra. Bądź już cicho i siadaj, herbata czeka.
Caroline
posłusznie usiadła we wskazanym przez Stacy miejscu i dodała cukru do szklanki.
Już podnosiła ją do ust, kiedy zadzwonił jej telefon. Szybko wyciągnęła go z
kieszeni i zamarła.
-Co się
stało? Kto dzwoni? – pytała Stace.
-To Liam.
***Caroline***
-Cześć
ślicznotko! – zaczął rozmowę Liam. – Mam dla Ciebie propozycję.
-Tak..
słucham.. – nieśmiało powiedziała Carol.
-Co powiesz
na weekend w Nowym Jorku?
-Co
takiego?! – Carol nie wierzyła własnym uszom.
-To co
słyszałaś. Za dwa tygodnie mamy z chłopakami poważny turniej w Nowym Jorku.
Chcemy, żebyś tam pojechała z nami.
-Ale jak to?
Dlaczego ja? – ciągle pytała Caroline.
-Potrzebny
nam ktoś, kto stworzy nam najlepszy doping na świecie. A z twoim talentem
tanecznym… Sama rozumiesz. Grzechem byłoby cię nie wykorzystać! – ekscytował
się Liam. –Jakkolwiek by to nie zabrzmiało – dodał po chwili, rozumiejąc
znaczenie ostatniego zdania.
-Ale ja nie
wiem, ja się chyba nie nadaję…
-Przestań
marudzić i zbieraj ekipę. Szczegóły omówimy w szkole. I nie chcę słyszeć
żadnych wykrętów! Buziaki, piękna! – Liam zakończył rozmowę, zanim Carol
zdążyła zareagować.
Kiedy
odłożyła telefon, Stacy od razu chciała wiedzieć, o czym rozmawiała z Paynem.
-Co on
chciał? – zapytała. – Wyglądasz, jakbyś wygrała los na loterii.
-Bo chyba
wygrałam. – Caroline nadal była oszołomiona. –A ty skreśliłaś te same liczby co
ja. Wygląda na to, Stace, że jedziemy do Nowego Jorku.
sobota, 8 lutego 2014
Bajka o złej (i niemądrej!) śwince
TEN POST NIE JEST ZWIĄZANY Z DOTYCHCZASOWĄ HISTORIĄ POWSTAJĄCĄ NA TYM BLOGU. ALE ZACHĘCAM DO PRZECZYTANIA. POTRAKTUJCIE TO JAKO MAŁĄ LEKCJĘ ŻYCIA :)
Dawno, dawno temu żyła sobie pewna dziewczynka. Dajmy jej na imię Psotka. Psotka była bardzo mądrą i uzdolnioną dziewczynką. Ponieważ miała duży talent literacki, pewnego dnia postanowiła założyć bloga. Mimo że to był początek jej blogerskiego życia, historie, które pisała cieszyły się dużą popularnością. Podobały się do tego stopnia, że jedna brzydka świnka, dajmy jej na imię Wiktoria, postanowiła ukraść jej tożsamość. Było to łatwe, bo Psotka była bardzo skromna i nie przyznawała się do swojego sukcesu. Wolała, żeby wszystko pozostało anonimowe. Takie postępowanie wykorzystała świnka Wiktoria. Na pewnej stronie internetowej podawała linka do bloga Psotki, chwaląc się, że to jej dzieło. Psotka nic na to nie powiedziała. Bo Psotka była mądrą dziewczynką. Jeśli śwince Wiktorii tak zależy na rozgłosie i pochlebstwach, niech sobie świnka Wiktoria tak mówi. Ale przecież wszyscy wiedzą, że świnka Wiktoria nie mogłaby pisać takich mądrych rzeczy. Tylko Psotka umie pisać mądrze. Bo Psotka jest mądra, a świnka Wiktoria ma bardzo mały rozumek. I niech świnka Wiktoria wie, że to nieładnie kraść innym tożsamość i rościć (czy świnka Wiktoria zna takie trudne słowa? ;o) sobie prawa do cudzego bloga. O!
Dawno, dawno temu żyła sobie pewna dziewczynka. Dajmy jej na imię Psotka. Psotka była bardzo mądrą i uzdolnioną dziewczynką. Ponieważ miała duży talent literacki, pewnego dnia postanowiła założyć bloga. Mimo że to był początek jej blogerskiego życia, historie, które pisała cieszyły się dużą popularnością. Podobały się do tego stopnia, że jedna brzydka świnka, dajmy jej na imię Wiktoria, postanowiła ukraść jej tożsamość. Było to łatwe, bo Psotka była bardzo skromna i nie przyznawała się do swojego sukcesu. Wolała, żeby wszystko pozostało anonimowe. Takie postępowanie wykorzystała świnka Wiktoria. Na pewnej stronie internetowej podawała linka do bloga Psotki, chwaląc się, że to jej dzieło. Psotka nic na to nie powiedziała. Bo Psotka była mądrą dziewczynką. Jeśli śwince Wiktorii tak zależy na rozgłosie i pochlebstwach, niech sobie świnka Wiktoria tak mówi. Ale przecież wszyscy wiedzą, że świnka Wiktoria nie mogłaby pisać takich mądrych rzeczy. Tylko Psotka umie pisać mądrze. Bo Psotka jest mądra, a świnka Wiktoria ma bardzo mały rozumek. I niech świnka Wiktoria wie, że to nieładnie kraść innym tożsamość i rościć (czy świnka Wiktoria zna takie trudne słowa? ;o) sobie prawa do cudzego bloga. O!
piątek, 31 stycznia 2014
Rozdział 6 - Nauka tańca
***Caroline***
-Co Ty tu
robisz? – zapytała, kiedy zobaczyła Liama. Nie miała pojęcia, że ktoś ją
obserwuje. Nigdy nie tańczyła publicznie, a świadomość tego, że ktoś podejrzał
jej występ, przytłaczała ją. I to jeszcze musiał być Liam!
-Patrzę, jak
wspaniale tańczysz – odparł chłopak. – Dlaczego się tym nie chwaliłaś?
Caroline stała
osłupiała. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Liam się z niej natrząsał czy
mówił szczerze? Nie wiedziała. Wiedziała jedno: nie chciała się wygłupić.
-Ja.. tylko…
przygotowuję układ dla cheerleaderek. W końcu jestem ich kapitanem. Muszę. To
mój obowiązek. Nie mogę ich zawieść – plątała się Carol.
-Spokojnie,
spokojnie – ciepło powiedział Liam i podszedł do dziewczyny. – Kiedy tańczysz
nie jesteś taka nieśmiała. Wtedy wychodzi z Ciebie prawdziwa kocica. Jak długo
to robisz?
-Ja… hmm..
jakieś 10 lat.
Właściwie to
Carol tańczyła od zawsze. I od zawsze była nieśmiała. Tylko w tańcu potrafiła
wzbudzić w sobie odwagę. Kiedy zaczynała tańczyć, zapominała o wszystkim. Była
tylko ona i muzyka.
-To widać.
Znaczy widać, że naprawdę się na tym znasz – ciągnął Payne. –Zatańczymy? –
zapytał figlarnie.
-Nie –
odpowiedziała krótko Carol. Widząc jego pytające spojrzenie, dodała:
-Ja nigdy
nie tańczyłam z partnerem, zawsze solo… Raczej nie umiem… nie chcę…
-Przestań,
przecież jesteś najlepszą tancerką, jaką znam.
Liam
podszedł do radia i włączył je. Muzyka wypełniła całą salę. Chłopak puścił
Caroline oko i zaczął poruszać się w takt muzyki. Umyślnie robił to niezręcznie
i nieporadnie. Chciał sprawić, aby dziewczyna pokazała mu, jak ma się poruszać.
Jednak Carol stała obok i tylko patrzyła na niego z rozbawieniem.
-No chodź! –
powiedział Liam, próbując przekrzyczeć muzykę. – Chyba nie będziesz tu tak
stała.
Wziął ją za
rękę i pociągnął za sobą. Na początku Caroline czuła się skrępowana jego
bliskością. Liam jednak zdawał się nie zwracać na nią uwagi. Nadal robił te
swoje ‘wygibasy’ i miał przy tym niezły ubaw. Wtedy Carol zrozumiała, że to
przecież tylko zabawa. Początkowo powoli zaczęła kiwać się w takt muzyki. W
miarę upływu czasu nabierała jednak pewności siebie. W końcu wpadła w swój
muzyczny trans i oddała się dźwiękom. Tańczyła wprawnie. Jej ruchy były
perfekcyjne i opanowane. Poruszała się z wielką gracją. Liam od razu zauważył
zmianę, jaka w niej zaszła. Zbliżył się do niej, dotknął swoim czołem jej czoła
i położył jej dłonie na biodrach. Caroline nie protestowała. Objęła go i
wyraźnie przejęła inicjatywę. Tańczyli spleceni razem, jak gdyby tworzyli jeden
organizm. Byli skupieni i skoncentrowani na sobie. Kiedy piosenka się
skończyła, para zastygła w bezruchu. Żadne z nich nie chciało się poruszyć, aby
nie zepsuć tej magicznej chwili. Liam patrzył na Carol. Po takim wysiłku nabrała
lekkich rumieńców, ale twarz miała spokojną. Dotknął koniuszkiem palców tej
ślicznej buzi i odgarnął z niej kosmyk włosów. Powoli zbliżał do niej swoją
twarz. W końcu jego usta dotknęły jej rozgrzanych warg. Delikatnie cmoknął
dziewczynę w usta.
-Jesteś taka
niesamowita – powiedział i powtórzył pocałunek. Tym razem mocniej i bardziej namiętnie.
środa, 29 stycznia 2014
Rozdział 5 - "(...) Nawet z siniakiem pod okiem"
***Patricia***
Patricia
siedziała na ławce przed gabinetem komendanta policji. Czekała na wezwanie.
Miała złożyć zeznania. Nie była przerażona, nie bała się niczego. Nadal była
wściekła. Tylko tyle. Siedziała z zaciśniętymi zębami i tarmosiła zawieszki
przy swojej bransoletce. Jak one mogły jej to zrobić? No jak?! Umawiać się z
Pringlesami za jej plecami? Przecież dobrze wiedziały, jak ona za nimi szaleje,
więc nie mogło być tu mowy o żadnej pomyłce. Zostawiły ją samą w domu, poszły
do baru i tam wbiły jej nóż w plecy. I to są przyjaciółki? A ona była dla nich
taka dobra. Pozwalała przebywać w swoim towarzystwie, sprawiała, że dzięki niej
one stały się popularne w szkole… Ale jak widać umiały sobie poradzić i bez
niej. I chyba właśnie ta ostatnia myśl wywołała w Patrici największą złość. I kiedy
zobaczyła na ulicy Mię i Julie takie roześmiane i w towarzystwie chłopaków z
drużyny, po prostu nie wytrzymała. Rzuciła się na Mię i potargała za włosy.
Trochę ją też podrapała po twarzy (w końcu miała długie tipsy). Ale w
ogóle tego nie żałowała. Niech Mia ma za
swoje. Niech wie, że zrobiła źle. Szkoda tylko, że do Julie nie zdążyła się
dobrać. Ale jeszcze będzie taka okazja. Jeszcze Julie pożałuje, że wybrała Mię
a nie ją, Patricię.
***Harry***
-Dzień
dobry, nazywam się Harry Styles i przyszedłem do Mii. Mogę wejść? – Harry stał
przed drzwiami domu Mii z kwiatami w rękach. Czuł, że musi ją odwiedzić. Chciał
to zrobić.
-Dobrze, ale
tylko na chwilę – odpowiedziała wyraźnie zmartwiona mama Mii. – Lekarz mówił,
że Mia musi dużo odpoczywać, nie wolno jej przemęczać.
-Tylko się
przywitam i już mnie nie ma.
Harry wszedł
do środka i cicho zapukał do pokoju wskazanego przez mamę dziewczyny. Kiedy
odpowiedziało mu równie ciche „proszę”, wszedł do środka. Mia siedziała na
krześle odwrócona tyłem do drzwi.
-Witaj Mia.
Jak się czujesz? – spokojnie zapytał Harry i zaczął iść w jej stronę.
-Nie zbliżaj
się! – szybko odpowiedziała dziewczyna. – Nie chcę, żebyś widział mnie w takim stanie.
Wiesz, co ta wariatka mi zrobiła?
-Mia, dla
mnie to nieważne. Nie liczy się, jak wyglądasz – mówił Harry i powoli szedł w
jej stronę. – Liczysz się tylko ty – powiedział i delikatnie dotknął jej
ramienia.
Drgnęła. Harry
czule obejmował jej ramiona. W końcu lekko obrócił ją w swoją stronę. Pozwoliła
mu na to. Oglądał jej twarz w najwyższym skupieniu. Gładził szramy od tipsów na
jej policzkach. Uważnie oglądał siniaka pod okiem i zaczerwienienia na czole.
Mia była zażenowana. Nie chciała, żeby ktokolwiek widział ją w takim stanie,
zwłaszcza Harry.
-Dla mnie i
tak jesteś najpiękniejsza – powiedział jakby zgadując jej myśli. –Nawet z
siniakiem pod okiem – dodał i czule pocałował ją w usta.
***Liam***
Mimo że było
przed południem w sobotę, Liam postanowił pójść na halę, żeby chwilę pograć.
Luksus prywatnej szkoły polegał między innymi na tym, że każdy uczeń miał do
niej klucz i mógł bez problemu korzystać ze sprzętu, który się tam znajdował.
Liam często korzystał z tego przywileju. Wiedział, że o tej porze raczej nikogo
w środku nie spotka, więc śmiało ruszył w kierunku gmachu szkolnego. Kiedy
tworzył frontowe drzwi, znalazł się na całkiem pustym korytarzu. Idąc w
kierunku sportowej szatni, trochę myślał o zdarzeniach wczorajszego wieczoru.
Dlaczego doszło do bójki między dziewczętami – nie wiedział, ale też nie
zastanawiał się nad tym zbyt długo. „Trudno, stało się” – pomyślał i zaczął się
przebierać. Zrobił to bardzo sprawnie i już po niecałej minucie wybiegał z
szatni z piłką do kosza w ręku. Rozpierała go energia, nie mógł się doczekać,
kiedy tam wejdzie, zrobi kilka zwodów, uników i bezbłędnie wrzuci piłkę do
kosza. Z uśmiechem na twarzy zaczął biec na halę. Kiedy już miał otworzyć drzwi
i z impetem wparować do środka, usłyszał muzykę. Przez chwilę wydawało mu się,
że się przesłyszał, ale później zorientował się, że rzeczywiście to słyszy.
Energetyzujące dźwięki dochodziły ze środka sali. Liam chicho otworzył drzwi.
Wtem jego oczom ukazała się zgrabna dziewczyna, która tańczyła w takt piosenki.
Jej ruchy były zdecydowane, energiczne i pełne pasji. Od razu dało się
zauważyć, że dziewczyna jest świetna w tym, co robi. Payne stał jak wryty i
przyglądał się z zachwytem nieznajomej. Była odwrócona do niego tyłem, więc nie
widział jej twarzy. Zastanawiał się, kim ona jest i dlaczego nigdy nie widział,
jak tańczy. Przecież była świetna! Jego rozmyślania przerwała głęboka cisza,
która pojawiła się tak nagle. Piosenka się skończyła. Dziewczyna odwróciła się,
żeby ponownie włączyć radio i wtedy zobaczył jej twarz. To była Carol.
poniedziałek, 20 stycznia 2014
Rozdział 4 - Uliczne porachunki
***Zayn***
Po spotkaniu ze Stacy Zayn szedł szczęśliwy do chłopaków żeby opowiedzieć im co się stało na szkolnej sali. Nagle zadzwonił mu telefon, więc szybko odebrał.
-Zayn, my już jesteśmy w pubie, już się kończy druga kolejka, a Ciebie ciągle nie ma. Gdzie ty jesteś ?!-mówił zdziwiony Harry.
-No ja ...ja wracam z randki - wydusił z siebie Zayn. Uśmiechnął się w duchu, chciałby zobaczyć teraz minę przyjaciela.
-Czy ja dobrze usłyszałem? Z RANDKI??- krzyknął podekscytowany. Zakrył ręką słuchawkę i powiedział do kolegów obok siebie:
-Słuchajcie, Zayn był na randce!
Zabrał rękę z głośnika telefonu i zapytał Zayna:
- A ładna ?
-No baa.. - odrzekł chłopak. -Jest cheerleaderką i ma fajne koleżanki - dodał.
-I o to chodzi! - ucieszył się Styles. -My czekamy w pubie za rogiem, tam gdzie zawsze. Masz być szybko,musimy znać szczegóły.
-Barany!-zaśmiał się Malik i przerwał połączenie.
***Mia***
Mia z Juliette poszły do swojego ulubionego baru. Były zmęczone całym dzisiejszym dniem. No i zachowaniem Patrici, która wróciła do domu. Jednak ona nie była zmęczona nauką ani nawet popołudniowym treningiem, tylko całym 3 minutowym staniem w kolejce po buty! Dziewczyny były zadowolone, że nie ma jej z nimi. Miały jej już po dziurki w nosie, ciągle psuła im humor.
Wewnątrz baru panował zaduch i hałas, ale to im nie przeszkadzało. Julie usiadła przy stoliku, a Mia poszła zamówić coś do picia. Gdy stała w kolejce przy barze, ktoś na nią zagwizdał. Zdziwiona odwróciła się i... przeżyła mini zawał. Spojrzała w stronę, z której dobiegał gwizd i zobaczyła 4 najprzystojniejszych facetów z całej szkoły! A jeden właśnie zagwizdał na jej widok. Jakie to było szalone! Mia udała, że nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia i odwróciła się w stronę baru. Zamówiła dwa kolorowe drinki i już miała wracać do Julie, gdy zderzyła się z czyjąś klatką. Podniosła głowę i zobaczyła rozbawionego Harrego Stylesa. Nie wyglądał na trzeźwego. Ubrany był w czerwoną koszulę w kratę, włosy miał w artystycznym nieładzie, a jego perfumy były tak boskie,że dziewczyna zaniemówiła . Nigdy nie miała odwagi do niego podejść. Teraz to on stał przed nią i coś mówił, a ona zdawała się nic nie słyszeć, tylko patrzyła na niego tymi swoimi pięknymi błękitnymi oczami.
-To co, idziesz?- zapytał z zadziornym uśmieszkiem na twarzy.
-Yyyy...ale dokąd? - zapytałam i poczułam, jak się rumienię.
Zaśmiał się i pociągnął mnie do stolika, gdzie siedziała reszta jego fajnych kolegów.
-Przepraszam, ale przyszłam tu razem ze swoją przyjaciółką, - powiedziałam, gdy już trochę ochłonęłam. -Nie chcę jej teraz zostawić. Sami rozumiecie...
-Nie szkodzi,chętnie poznamy twoją koleżankę -uśmiechnął się do mnie blondyn.- A tak w ogóle to jestem Niall. To jest Louis, Liam no i Harrego to już chyba zdążyłaś poznać. -Przedstawiał mi wszystkich po kolei, jakbym ich wcale nie znała. Jednak nic nie powiedziałam, tylko odpowiadałam na wyciągnięte w moją stronę ręce.
-Jestem Mia - uśmiechnęłam się, odzyskując pewność siebie. -To ja skoczę po Julie, dobrze? Pewnie umiera ze zniecierpliwienia -zaśmiałam się.
-Jasne,czekamy! - odkrzyknął Harry, kiedy już od nich odchodziłam. Zaśmiałam pod nosem i poszłam w stronę Julie, która szukała czegoś w torebce. Ona jeszcze nie miała pojęcia, co ją za chwilę spotka.
***Niall***
Przyjaciele bawili się w najlepsze, kiedy dołączył do nich Zayn. Niall szybko zapoznał go z nowymi znajomymi. (Wstyd się przyznać, ale mimo że wszyscy chodzili do jednej klasy, żaden z chłopców nie znał wcześniej imion tych dziewczyn). Okazało się, że dziewczyna, z którą spotkał się Zayn, należy do grupy cheerlederek, w której są też Mia i Juliette. Niall przypomniał sobie, że ich kapitanem jest ta nowa - Caroline. "To przecież ta sama dziewczyna, którą Liam przyprowadził wtedy do stołówki. Kto by pomyślał, że taka drobna i nieśmiała osoba poradzi sobie z takim trudnym zadaniem?" - rozmyślał chłopak, podczas gdy reszta ekipy zbierała się już do wyjścia.
W drodze do domu Malik opowiadał wszystkim o Stacy (bo tak miała na imię ta "jego" dziewczyna). Był nią wyraźnie zafascynowany. W ogóle widać było, że grupa już zżyła się ze sobą i dobrze się czuła w swoim towarzystwie. "Dlaczego nie zaprzyjaźniliśmy się wcześniej z tymi dziewczynami" - myślał Niall. Już chciał zapytać o to Louisa, gdy nagle na drodze stanęła tleniona blondyna z rozczochranymi włosami i czerwonymi oczami. Widać było, że jest wściekła. Mia wyraźnie rozpoznała dziewczynę i ruszyła w jej stronę. Chciała się do niej odezwać, ale nie zdążyła, bo blondyna rzuciła się na nią z pięściami.
czwartek, 16 stycznia 2014
Rozdział 3 - I prosto w... głowę!
***Zayn***
- To co?
Walimy w fifę? – Wesoło zapytał Liam, kiedy zadzwonił dzwonek.
-Pewka!
Dawajcie do mnie, mama zrobiła pizzę na obiad – zaproponował Louis.
-Chłopaki,
dzisiaj beze mnie – powiedział Zayn. – Rozpiera mnie energia. Chcę jeszcze porzucać
do kosza. A poza tym sami słyszeliście, zaraz sala gimnastyczna zaroi się od
super laseczek w krótkich spodenkach!
-Ok., to
dobra wymówka. Wybaczamy – rzekł Niall.
-W takim
razie wszyscy widzimy się wieczorem. Trzeba omówić taktykę na jutrzejszy mecz –
zawyrokował Harry, a pozostali kiwnęli głową na znak aprobaty.
Zayn szybko
przebrał się w strój sportowy i pobiegł na halę. Mocno pchnął drzwi wejściowe i
poczuł, jak w coś uderzyły.
-Aaaała! –
rozległo się po drugiej stronie.
Zayn prędko
wpadł do Sali i zobaczył siedzącą na podłodze dziewczynę, rozcierającą czoło. W
jednej chwili podbiegł do niej i pomógł jej wstać.
-Nic ci nie
jest? – zapytał z troską w głosie.
-Nie. –
odparła nadal pocierając bolące miejsce. – Serio, mam twardą głowę, nic mi nie
będzie.
-Ale może
jednak powinnaś pójść do pielęgniarki – wolał upewnić się chłopak.
-Mówię, że
nic mi nie jest. Ale szkoda, że zapomniałam kasku – dodała ze śmiechem w
głosie.
Zayn wydawał
się niewiele z tego rozumieć. Stał i przypatrywał się śmiejącej dziewczynie. Nagle
jakby go olśniło.
-Czekaj,
czekaj, ty jesteś z mojej klasy, prawda? – zapytał.
-No brawo,
Sherlocku! – odpowiedziała. – Ale spoko, nie gniewam się. Wiem, że takie
gwiazdy jak wy nie zwracacie uwagi na zwykłe dziewczyny. Jestem Stacy. Tak
tylko mówię, jakbyś zapomniał, bo przecież znasz moje imię, prawda?
-Tak,
pewnie, że znam. Stacy. Jasne, że Stacy – odparł zakłopotany Zayn.
Stacy
roześmiała się i ruszyła w kierunku grupy dziewcząt z ich klasy. Chłopak stał
oszołomiony jeszcze przez krótką chwilę, a przecież to nie on dostał drzwiami w
głowę. „Fajna ta Stacy” – myślał. „I tak pięknie się śmieje. Ma w sobie coś…
coś co trudno określić. Ale zdecydowanie mi się to podoba”. Chłopak się
uśmiechnął i udał się na drugą stronę sali, aby poćwiczyć rzuty.
***Patricia***
Nagle drzwi
od sali się otworzyły i ukazała się w nich Patricia. Była ubrana w obcisłą
koszulkę typu bokserka i ultrakrótkie szorty. Pewnym krokiem podeszła do grupki
dziewcząt i głośno oznajmiła:
-Ja tu
jestem najważniejsza, zapamiętajcie to – rozejrzała się w poszukiwaniu Carol –
a gdzie jest ta biedaczka, która została naszym kapitanem?
-Pat, daruj
sobie – odparła Stacy.
-Zamknij
się, z tobą nie rozmawiam – odgryzła się Patty.
W tej chwili
w drzwiach pojawiła się Carol. Miała na sobie czarne legginsy i granatową
koszulkę typu over size z krótkim rękawem. Włosy jak zwykle miała związane w
koński ogon.
-Jest i
nasza pani kapitan – kpiła Patricia.
Kiedy Caroline
się zbliżyła, blondynka dodała:
-Lepiej było
tu nie przychodzić, przecież wszyscy wiemy, że się do tego nie nadajesz.
-Jeszcze
zobaczymy – Stacy wzięła Carol w obronę. – Ja jej pomogę.
-O, no to
zapowiada się cudowne przedstawienie. Jedna lepsza od drugiej. W takim razie
zaczynajmy ten cyrk! – powiedziała Patricia nie kryjąc rozbawienia. – Może na
początek coś prostego, co? Piramida na dwa poziomy, migiem! – krzyknęła do
reszty dziewczyn.
Cheerleaderki
powoli lecz skutecznie zaczęły ustawiać piramidę. Patricia zawyrokowała, że z
racji tego, że jest najlżejsza i oczywiście najładniejsza, będzie stała na
samej górze. Poziom niżej stały jej dwie koleżanki oraz Stacy. Carol
przyglądała się całej sytuacji z boku. Nie chciała mieć z tym nic wspólnego.
Nagle Stacy kichnęła, przez co straciła równowagę i runęła jak długa. Reszta dziewczyn
z piramidy wylądowała na podłodze obok niej, rzecz jasna. Rozwścieczona
Patricia wybuchnęła krzykiem:
-Coś ty
zrobiła, sieroto jedna?! Mogło mi się coś stać! Nie mam zamiaru brać udziału w
tej całej farsie, róbcie sobie, co chcecie!
Otrzepała
nogi i wybiegła z sali. Carol w jednej chwili podbiegła do reszty dziewczyn.
-Nic wam nie
jest? – zapytała.
-Nie,
pewnie, że nie – uspokajała Stacy. – Ona jak zwykle robi szum i wyolbrzymia.
Fajnie było! -podsumowała.
-Może i tak,
ale koniec treningu na dzisiaj. Wystarczy wrażeń, jak na jeden dzień –
powiedziała Carol.
***
Wszystkie
dziewczyny posłusznie skierowały się do wyjścia. Stacy wróciła jeszcze po
bidon, który zostawiła na ławce i nagle film jej się urwał.
Kiedy
otworzyła oczy, zobaczyła nad sobą pełną troski twarz Zayna.
-Co się
stało? – wymamrotała.
-Dostałaś
piłką od kosza. – przepraszająco odparł chłopak. – Już drugi raz dzisiaj
oberwałaś ode mnie w głowę. Tym razem musisz się ze mną umówić. Muszę Ci to
przecież jakoś wynagrodzić.
Rozdział 2 - Cheerleaderka
***Caroline***
Kiedy Carol
wychodziła ze stołówki, drogę zagrodziła jej wysoka blondynka wraz z dwiema
koleżankami. Wyglądała na mocno zdenerwowaną
-Zostaw
Liama w spokoju! – wypaliła blondyna.
Caroline
stała osłupiała. O co jej chodzi?
-Ale… ja… - Carol
nie wiedziała, co powiedzieć.
-Zamknij
się! – krzyknęła tamta. – Teraz ja mówię. Jesteś nikim, zapamiętaj to. Nie masz
prawa chodzić do tej szkoły, a co dopiero zadawać się z Pringlesami.
Blondyna
coraz bardziej zbliżała się do Caroline. W końcu „wbiła” ją w ścianę i
wystawiła w jej kierunku swój palec wskazujący.
-Masz się do
nich nie zbliżać – warczała. – Jeśli będziesz się stawiać, może ci się stać
jakaś krzywda.
-Ja na twoim
miejscu bym nie ryzykowała – rzuciła jedna z jej koleżanek.
-Noo, wolałabym
nie sprawdzać prawdziwości tych słów – dodała druga.
-Wystarczy
dziewczęta – blondyna podniosła dłoń w uspokajającym geście – wygląda na to, że
zrozumiała.
Dziewczyna
rzuciła Carol pogardliwe i pełne wyższości spojrzenie, po czym odwróciła się
napięcie i wyszła, zabierając swą świtę. Caroline stała osłupiała i przerażona.
Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Zadzwonił dzwonek na
lekcję. Mimo, że dziewczyna była bardzo pilną uczennicą i nigdy wcześniej nie
spóźniła się na żadną lekcję, teraz nawet nie drgnęła. Szum na korytarzu powoli
zanikał. Zapanowała głęboka cisza. To paradoksalnie obudziło Caroline. Wytarła
łzy zastygłe na policzkach i ruszyła do klasy.
***Stacy***
-O, a panna
spóźnialska zostanie kapitanem – powiedziała wychowawczyni po wejściu Carol do
klasy.
Dziewczyna
stała wyraźnie osłupiała i nie miała pojęcia, o co chodzi. Stacy skinęła na nią
i wskazała puste miejsce obok siebie. Caroline nieśmiało podążyła we wskazanym
kierunku i cicho usiadła na krześle.
-Pierwsza
próba jest dzisiaj po lekcjach. O 16 widzimy się na sali gimnastycznej. I bez
żadnych wykrętów! – kontynuowała wychowawczyni.
-Pani
profesor, ale jak to ona ma zostać kapitanem? – oburzyła się Patricia. Carol
rozpoznała w niej długonogą blondynkę, przez którą dzisiaj płakała – Przecież ona
nie może być kapitanem! Nie ona!!
-Jeśli się z
tym nie zgadzasz, trudno. – odpowiedziała wychowawczyni. – Ja już podjęłam
decyzję i nie zamierzam jej zmieniać.
Carol bała
się odwrócić. Błądziła tylko przerażonym wzrokiem po ławce. Stacy obserwowała
ją i coraz bardziej było jej żal koleżanki. W końcu nie wytrzymała i odwróciła
się do niej.
-Właśnie
zostałaś kapitanem szkolnej drużyny cheerleaderek, gratuluję.
Kiedy
odpowiedziała jej tylko zdziwiona mina dziewczyny, dodała:
-Jestem
Stacy – wyciągnęła rękę i uścisnęła dłoń Carol. – Już Ci mówię, o co chodzi z
tą drużyną. Nasza szkolna Dryżyna cheerleaderek upadła. Laski z ostatnich klas
zrezygnowały, bo matura, a młodsze nie chcą, bo nie. Nasza wychowawczyni jest
ich opiekunką, więc rozpaczliwie szuka kandydatek. Padło na naszą klasę. Od
dzisiaj wszyscy jesteśmy cheerleaderkami. No i cheerleaderami oczywiście. A ty
jesteś naszym kapitanem.
Carol
odwróciła głowę i spojrzała na tę blondynę, która zaczepiła ją na korytarzu.
Jej wzrok nie wróżył nic dobrego. A już na pewno nic dobrego dla Carol.
niedziela, 12 stycznia 2014
Rozdział 1 - Nocnikowy Książę
***Louis***
-Uff,
dobrze, że już lekcja. Przecież oni mogliby nas udusić! – powiedział Louis wychodząc
spod prysznica w drużynowej szatni.
- Przestań!
Taka jest cena sławy. Nie widzisz, że oni wszyscy nas uwielbiają? – Mówił Niall
prężąc swoje mięśnie przed lustrem. – Ja tam zdecydowanie czuję się jak
gwiazda.
- Tobie
dobrze mówić. Ciebie podrzucali – ciągnął Loui. – My byliśmy zgniatani,
szturchani… Wszyscy chcieli mnie przytulać!
- Tak, to
rzeczywiście musiało być straszne: tłum pięknych dziewcząt, które ocierają się
o Ciebie swoim rozgrzanym ciałem. Mamo, ratunku! – Wyraźnie rozbawiony Niall
zaczął się wygłupiać. Reszta kolegów dołączyła do niego i wszyscy czterej
rzucili się na Louisa. Przyjaciele zaczęli go obłapiać i piszczeć
przedrzeźniając dziewczyny. Lou udawał, że próbuje ich odgonić, ale prawda była
taka, że bawił się w najlepsze. Nagle w drzwiach szatni stanął trener, pan
Spencer.
-No widzę
chłopcy, że już dawno nie byliście na żadnej randce. Żeby tak obłapiać Louisa?
A w szkole tyle ładnych panienek. I wszystkie się marnują… - trener wyraźnie
się z nich nabijał. Zawsze, gdy miał okazję wypominał im, że nie mają
dziewczyn. Zwłaszcza, że do tej szkoły chodziła jego córka. – No ale koniec
tego dobrego. Wiem, że jesteście gwiazdami i przysługują Wam pewne prawa, ale
lekcja trwa już od 15 minut. Najwyższy czas dołączyć do klasy.
-
Oczywiście, trenerze. Już idziemy – odrzekli chórem i posłusznie pobiegli w
kierunku sali od angielskiego.
***Liam***
Kiedy weszli
do klasy, nikt się specjalnie nie zdziwił ich spóźnieniem. Zajęli swoje miejsca
i wyciągnęli podręczniki.
„Ta sala
jest najgorsza ze wszystkich, zawsze siedzę tu sam, bo każdy ma już parę” –
pomyślał Liam, biorąc do ręki długopis. „Kolejna, nudna, lekcja” – przebiegło przez
jego głowę, gdy nagle zauważył, że w pierwszym rzędzie dostawiono pojedynczy
stolik. Siedziała przy nim jakaś dziewczyna o długich brązowych włosach
związanych w kucyk. Liam nie widział jej wcześniej. „Musi być nowa…” –
pomyślał. – „Ale skoro obok mnie jest
wolne miejsce, dlaczego nie chciała tu usiąść? Trzeba było jej dostawić ławkę.
I to jeszcze w pierwszym rzędzie!” Nieznajoma intrygowała go. Zawsze był
ciekawski, ale teraz niewiedza nie dawała mu spokoju. Przecież każdy chciał z
nim siedzieć. KAŻDY! Nie pozwolił na to tylko dlatego, żeby nie było
niepotrzebnych kłótni między dziewczynami z klasy i bójek między chłopakami. Skoro
każdy już ma miejsce, to niech na nim zostanie. Ale z nieznajomą było inaczej. Przecież
ona nie miała przydzielonej ławki, więc mogła usiąść obok niego. Dlaczego tego
nie zrobiła?
- Panie
Payne? – powiedziała pytająco nauczycielka angielskiego – co pan o tym sądzi?
Liam nie miał
pojęcia, o czym jest mowa. Postanowił sobie kiedyś, że zawsze w takich
sytuacjach będzie się zgadzał, więc podniósł głowę, uśmiechnął się najbardziej
czarująco jak potrafił i odpowiedział:
- Myślę, że
to bardzo dobre rozwiązanie.
Cała klasa
wybuchnęła głośnym śmiechem. Zdezorientowany Liam popatrzył na nauczycielkę,
która również nie kryjąc rozbawienia powiedziała:
- Hmm, skoro
tak uważasz. Ale pozwól, że Ci trochę pomogę. Właśnie omawialiśmy twórczość
Edgara Allana Poe, który napisał jeden ze swoich najwybitniejszych wierszy i
zostawił rękopis na komodzie. Jego malutki synek zdjął kartkę z mebla, po czym
użył jej jako papieru toaletowego. Poe mimo wszystko opublikował oryginalny rękopis
w nowym tomiku poezji. Nadal uważasz, że to dobre rozwiązanie? – Twarz nauczycielki
była purpurowa od powstrzymywanego śmiechu.
- Nie –
odrzekł wyraźnie zniesmaczony Liam – Przecież to chore jakieś.
- To nic! –
zawołał z ostatniej ławki Niall – od dzisiaj i tak będziesz „Nocnikowy Książę”!
Zadzwonił
dzwonek i rozbawieni uczniowie wybiegli z klasy. Harry podszedł do Liama i
nałożył mu na głowę nocnik zrobiony z kartki papieru. W zasadzie był to zwykły
papierowy kapelusz, ale napis na nim głosił, że jest właśnie nocnikiem i już.
Liam nic sobie nie robił z dowcipów kolegów. Interesowała go tylko ta
nieznajoma. Wciąż o niej myślał.
- Idźcie
sami na obiad, dołączę do was później. – powiedział Liam.
-Stary,
chyba się nie gniewasz za tego księcia, co? – wolał upewnić się Niall.
-Pewnie, że
nie. Muszę tylko coś załatwić.
***Caroline***
Caroline wychodziła
właśnie z klasy, gdy poczuła, jak ktoś łapie ją za ramię. Przestraszona
odwróciła głowę i zobaczyła tego chłopaka, który był taki nieuważny na lekcji
angielskiego. Czego on od niej chce?
-Dlaczego
nie usiadłaś ze mną? – wypalił od razu.
-Yyy… ja… wolałam być bliżej tablicy – jąkała się Carol.
Chłopak nadal patrzył na nią swymi dużymi brązowymi oczami.
- Hahahaha,
nie wierzę! – zaśmiał się szczerze. Wolałaś siedzieć sama, w dodatku pod
tablicą, niż ze mną?! Ty wiesz, kim ja jestem? – zapytał. Nie chciał, żeby to
zabrzmiało jak przechwałka, ale właśnie tak zabrzmiało. Nieznajoma stała przed
nim wyraźnie sparaliżowana, ale kiedy tak niemiło się do niej odezwał, chyba ją
trochę ośmielił.
- Sądzę, że
jesteś Nocnikowym Księciem – wypaliła i od razu tego pożałowała. Nie lubiła
krzywdzić innych. Nawet słowami. – To znaczy, przepraszam, ja.. nie chciałam. –
Caroline spuściła oczy.
- Nie, to ja
przepraszam. – Liamowi zrobiło się jej żal. Nagle przypomniał sobie, że ona
musi być tu nowa, skoro jej wcześniej nie widział. – Jesteś tu nowa? – to było
najbardziej kreatywne zdanie, na jakie go było stać w tej chwili.
- Tak. –
powiedziała Carol i ponownie spuściła wzrok.
Liam stał i
patrzył na nią. Była ubrana skromnie, ale z wyczuciem. Włosy miała związane,
była bez makijażu i była wyraźnie speszona. „Tak bardzo tu nie pasowała” –
pomyślał chłopak. Nagle ponownie zrobiło mu się jej żal. Postanowił jej pomóc.
- Jestem
Liam – uśmiechnął się i podał jej rękę. – Ale możesz mówić mi Nocnikowy Książę.
Mam nawet koronę, zobacz – zdjął z głowy papierową czapkę i podał jej.
-
Caroline - wydukała dziewczyna.
- Chcesz
zjeść ze mną obiad? To znaczy ze mną i moimi kolegami – zaproponował Liam. Kiedy
zobaczył wahanie na jej twarzy, postanowił się wytłumaczyć. Nie chciał, żeby
się go bała. – Wiesz, jesteś tu nowa, pewnie nikogo nie znasz, wiesz w ogóle,
gdzie jest stołówka?
Odpowiedziało
mu milczenie.
- Chodź,
pokażę Ci – dodał biorąc ją za rękę.
***Patricia***
Na stołówce
panował chaos. Jak zawsze podczas przerwy na obiad.
- Matko,
jaka ta kolejka jest długa! – jęczała Mia.
- No, ma
chyba z kilometr! – wtórowała jej Julie.
-
Dziewczęta, po co te nerwy? – uspokajała Patricia. – Zapomniałyście, kim
jesteśmy? – dodała i ruszyła w stronę pań wydających jedzenie, a koleżanki
podążyły za nią.
Kiedy tylko
zbliżyły się do okienka, kolejka natychmiast się rozstąpiła, a dziewczyny mogły
spokojnie wybrać jedzenie. W drodze do stolika Patt uśmiechnęła się przebiegle
i rzuciła w stronę dziewcząt:
- Widzicie?
Tak to się załatwia.
Kiedy
koleżanki jadły w najlepsze, do stołówki wszedł Liam, ciągnąc za sobą jakąś
dziewczynę. Przedstawił ją kolegom i wszyscy usiedli przy najbardziej
prestiżowym stoliku w stołówce.
Patricia,
widząc to, pociemniała na twarzy od gniewu.
- Kim jest
ta wywłoka?! – krzyknęła.
- Czekaj, czekaj,
to jest chyba ta nowa, co dołączyła do naszej klasy – odparła Julie.
-
Faktycznie, to ona! – zgodziła się Mia.
- Co o niej
wiecie? – Patty próbowała opanować zdenerwowanie.
- Słyszałam,
jak rozmawiała dzisiaj z naszą wychowawczynią – odpowiedziała Julie. – Dostała się
do tej szkoły dzięki stypendium. W ogóle nie ma kasy i nigdy nie mogłaby się tu
uczyć, gdyby nie to.
- Więc jest
nikim – podsumowała Mia.
Patricia z
każdym usłyszanym słowem była coraz bardziej zdenerwowana. W końcu jej
oburzenie osiągnęło apogeum i gwałtownie wstała.
- To ja –
zaczęła – przez tyle czasu próbowałam się do nich zbliżyć, robiłam co mogłam:
chodziłam na wszystkie mecze, posyłałam piękne uśmiechy, wdzięczyłam się i nic,
a ona przychodzi tutaj i już pierwszego dnia je z nimi obiad?! Takie zero,
takie nic?! O, nie! Ja tego tak nie zostawię! Już ona mnie popamięta, ja się o
to postaram! – powiedziała Patricia i jak gdyby nigdy nic wróciła do jedzenia.
sobota, 11 stycznia 2014
Prolog
- Dziewczyny, szybciej! Ile mam czekać na ten błyszczyk?! - Zniecierpliwiona Patricia stała przed lustrem w szkolnej toalecie i poprawiała włosy. - Za chwilę kończy się przerwa. I jak ja pójdę do klasy? Tak nago... bez błyszczyka?!
- Oj, spokojnie, spokojnie. Już "pędzimy"! - chórem odpowiedziały Mia i Julie.
- No ja myślę - warknęła Pat.
Z boku wszystkie trzy dziewczyny wyglądały jak klony. Tlenione blond włosy, długie paznokcie, obcisłe topy i baaardzo wysokie szpilki to były ich znaki rozpoznawcze, przez to od razu rzucały się w oczy. Szczerze mówiąc, ten cały image nie był im do niczego potrzebny. Przecież każdy w szkole znał Patricię i jej świtę. Były to najbardziej popularne laski w całym liceum. No i w dodatku najładniejsze. Przynajmniej zdaniem większości chłopaków w promieniu 5km. Żaden nie był w stanie oprzeć się urokowi Patty. Żaden.
- Jeszcze Ci mało? - w głosie mamy było słychać wyraźne zdenerwowanie - Stacy, przecież wczoraj stłukłaś sobie kolana! O mało rzepki nie przestawiłaś. Chcesz, żebym kiedyś dostała przez Ciebie zawału? Proszę, skończ z tymi wygłupami na desce.
- Mamusiu - Stacy przymilnie uśmiechnęła się do mamy. - Dobrze wiesz, że ja to kocham i nigdy z tego nie zrezygnuję. Wyobraź sobie - ciągnęła Stacy wyraźnie podekscytowana - że pędzisz po ulicy na desce, wiatr rozwiewa Ci włosy, czujesz jak powietrze obija się o Twoje policzki...
- I nagle wpadasz na barierkę odgradzającą chodnik od ulicy - przerwała z uśmiechem mama.
- To było dawno, więc się nie liczy! - odkrzyknęła dziewczyna.
- Yhy, dawno. Aż całe cztery dni temu.
Stacy wiedziała, że mama przekomarza się z nią, bo się o nią martwi. A martwi się o nią, bo ją kocha. Taka już rola mam - muszą kochać i się martwić. A rolą dzieci jest im tych zmartwień dostarczać. Akurat jeśli chodzi o to ostatnie, Stacy miała niezłe pole do popisu. Odkąd skończyła 6 lat zaczęła jeździć na deskorolce. Skateparki zastępowały jej place zabaw a długie godziny spędzone z instruktorem - koleżanki. Teraz miała 18 lat, chodziła do najlepszego prywatnego liceum w mieście i miała koleżanki. Nie była z nimi zbyt blisko, ale przynajmniej nie siedziała sama w stołówce podczas przerwy na obiad. Nadal lubiła jeździć. Lubiła tę adrenalinę i pozytywną energię, jaką wyzwalał w niej pęd powietrza. Zdarzały jej się wypadki (i to dość często), ale przecież były niegroźne. A mama niepotrzebnie się martwiła.
- Mamo, proszę, widziałaś tę deskę czy nie? Nie chcę spóźnić się do szkoły - błagała Stacy.
- Leży tam, gdzie ją wczoraj zostawiłaś - mama wskazała na róg kuchni. - A tak właściwie to ty nie jesteś już spóźniona? Zobacz, która jest godzina.
- Nie, nie jestem. Dzisiaj mam dopiero na trzecią lekcję - Stacy cmoknęła mamę w policzek i wybiegła z domu, ściskając deskę pod pachą.
- Pięknie. Znowu zapomniała kasku...
- Oj, spokojnie, spokojnie. Już "pędzimy"! - chórem odpowiedziały Mia i Julie.
- No ja myślę - warknęła Pat.
Z boku wszystkie trzy dziewczyny wyglądały jak klony. Tlenione blond włosy, długie paznokcie, obcisłe topy i baaardzo wysokie szpilki to były ich znaki rozpoznawcze, przez to od razu rzucały się w oczy. Szczerze mówiąc, ten cały image nie był im do niczego potrzebny. Przecież każdy w szkole znał Patricię i jej świtę. Były to najbardziej popularne laski w całym liceum. No i w dodatku najładniejsze. Przynajmniej zdaniem większości chłopaków w promieniu 5km. Żaden nie był w stanie oprzeć się urokowi Patty. Żaden.
***
- Mamo, widziałaś moją deskę?- Jeszcze Ci mało? - w głosie mamy było słychać wyraźne zdenerwowanie - Stacy, przecież wczoraj stłukłaś sobie kolana! O mało rzepki nie przestawiłaś. Chcesz, żebym kiedyś dostała przez Ciebie zawału? Proszę, skończ z tymi wygłupami na desce.
- Mamusiu - Stacy przymilnie uśmiechnęła się do mamy. - Dobrze wiesz, że ja to kocham i nigdy z tego nie zrezygnuję. Wyobraź sobie - ciągnęła Stacy wyraźnie podekscytowana - że pędzisz po ulicy na desce, wiatr rozwiewa Ci włosy, czujesz jak powietrze obija się o Twoje policzki...
- I nagle wpadasz na barierkę odgradzającą chodnik od ulicy - przerwała z uśmiechem mama.
- To było dawno, więc się nie liczy! - odkrzyknęła dziewczyna.
- Yhy, dawno. Aż całe cztery dni temu.
Stacy wiedziała, że mama przekomarza się z nią, bo się o nią martwi. A martwi się o nią, bo ją kocha. Taka już rola mam - muszą kochać i się martwić. A rolą dzieci jest im tych zmartwień dostarczać. Akurat jeśli chodzi o to ostatnie, Stacy miała niezłe pole do popisu. Odkąd skończyła 6 lat zaczęła jeździć na deskorolce. Skateparki zastępowały jej place zabaw a długie godziny spędzone z instruktorem - koleżanki. Teraz miała 18 lat, chodziła do najlepszego prywatnego liceum w mieście i miała koleżanki. Nie była z nimi zbyt blisko, ale przynajmniej nie siedziała sama w stołówce podczas przerwy na obiad. Nadal lubiła jeździć. Lubiła tę adrenalinę i pozytywną energię, jaką wyzwalał w niej pęd powietrza. Zdarzały jej się wypadki (i to dość często), ale przecież były niegroźne. A mama niepotrzebnie się martwiła.
- Mamo, proszę, widziałaś tę deskę czy nie? Nie chcę spóźnić się do szkoły - błagała Stacy.
- Leży tam, gdzie ją wczoraj zostawiłaś - mama wskazała na róg kuchni. - A tak właściwie to ty nie jesteś już spóźniona? Zobacz, która jest godzina.
- Nie, nie jestem. Dzisiaj mam dopiero na trzecią lekcję - Stacy cmoknęła mamę w policzek i wybiegła z domu, ściskając deskę pod pachą.
- Pięknie. Znowu zapomniała kasku...
***
Po co ja się właściwie zgodziłam na tę szkołę? No po co? Dobra, wiem, przecież to najlepsza szkoła w mieście. A mi zależy na dobrym wykształceniu. Ale z drugiej strony już teraz wiem, że nie będę tam pasować. - Caroline szła do szkoły pogrążona we własnych myślach. Dzisiaj był jej pierwszy dzień w nowej szkole i denerwowała się tym faktem. To przecież całkiem normalne - każdy denerwuje się przed takim wydarzeniem. Ale Carol miała inny problem: to była szkoła prywatna. A ona nie miała pieniędzy. Normalnie nie byłoby jej stać, aby tam chodzić, ale dostała stypendium naukowe za wybitne osiągnięcia edukacyjne. Tylko dzięki temu mogła uczyć się w Oxford University, przed którego drzwiami właśnie stała. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka.
***
Przerwa dobiegała końca, kiedy na korytarzu zabrzmiał głos spikera szkolnego klubu radiowęzła: "Drodzy uczniowie Oxford University! Powitajcie gorąco naszą wspaniałą drużynę koszykarzy - The Pringles! Z całego serca życzymy Wam sukcesów w nowym roku szkolnym i kolejnego tytułu Mistrza Stanu!" Po tym komunikacie już nic nie można było usłyszeć. Dookoła rozbrzmiewały bowiem tylko oklaski i dopingujące okrzyki. Koszykarze wbiegli na korytarz w swoich niebieskich, drużynowych bluzach. Wokół nich kręciły się cheerleaderki. Ale tylko przez krótką chwilę, bo nagle szkolne gwiazdy kosza zalała fala uczniów. Korytarz zaroił się od fanów, wśród których bystry obserwator mógł dostrzec jedynie strzępki niebieskiego materiału. Ktoś z tłumu krzyknął: "Vivat Niall!" i już kapitan Pringlesów był podrzucany pod sufit.
Subskrybuj:
Posty (Atom)