piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 6 - Nauka tańca


***Caroline***
-Co Ty tu robisz? – zapytała, kiedy zobaczyła Liama. Nie miała pojęcia, że ktoś ją obserwuje. Nigdy nie tańczyła publicznie, a świadomość tego, że ktoś podejrzał jej występ, przytłaczała ją. I to jeszcze musiał być Liam!
-Patrzę, jak wspaniale tańczysz – odparł chłopak. – Dlaczego się tym nie chwaliłaś?
Caroline stała osłupiała. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Liam się z niej natrząsał czy mówił szczerze? Nie wiedziała. Wiedziała jedno: nie chciała się wygłupić.
-Ja.. tylko… przygotowuję układ dla cheerleaderek. W końcu jestem ich kapitanem. Muszę. To mój obowiązek. Nie mogę ich zawieść – plątała się Carol.
-Spokojnie, spokojnie – ciepło powiedział Liam i podszedł do dziewczyny. – Kiedy tańczysz nie jesteś taka nieśmiała. Wtedy wychodzi z Ciebie prawdziwa kocica. Jak długo to robisz?
-Ja… hmm.. jakieś 10 lat.
Właściwie to Carol tańczyła od zawsze. I od zawsze była nieśmiała. Tylko w tańcu potrafiła wzbudzić w sobie odwagę. Kiedy zaczynała tańczyć, zapominała o wszystkim. Była tylko ona i muzyka.
-To widać. Znaczy widać, że naprawdę się na tym znasz – ciągnął Payne. –Zatańczymy? – zapytał figlarnie.
-Nie – odpowiedziała krótko Carol. Widząc jego pytające spojrzenie, dodała:
-Ja nigdy nie tańczyłam z partnerem, zawsze solo… Raczej nie umiem… nie chcę…
-Przestań, przecież jesteś najlepszą tancerką, jaką znam.
Liam podszedł do radia i włączył je. Muzyka wypełniła całą salę. Chłopak puścił Caroline oko i zaczął poruszać się w takt muzyki. Umyślnie robił to niezręcznie i nieporadnie. Chciał sprawić, aby dziewczyna pokazała mu, jak ma się poruszać. Jednak Carol stała obok i tylko patrzyła na niego z rozbawieniem.
-No chodź! – powiedział Liam, próbując przekrzyczeć muzykę. – Chyba nie będziesz tu tak stała.
Wziął ją za rękę i pociągnął za sobą. Na początku Caroline czuła się skrępowana jego bliskością. Liam jednak zdawał się nie zwracać na nią uwagi. Nadal robił te swoje ‘wygibasy’ i miał przy tym niezły ubaw. Wtedy Carol zrozumiała, że to przecież tylko zabawa. Początkowo powoli zaczęła kiwać się w takt muzyki. W miarę upływu czasu nabierała jednak pewności siebie. W końcu wpadła w swój muzyczny trans i oddała się dźwiękom. Tańczyła wprawnie. Jej ruchy były perfekcyjne i opanowane. Poruszała się z wielką gracją. Liam od razu zauważył zmianę, jaka w niej zaszła. Zbliżył się do niej, dotknął swoim czołem jej czoła i położył jej dłonie na biodrach. Caroline nie protestowała. Objęła go i wyraźnie przejęła inicjatywę. Tańczyli spleceni razem, jak gdyby tworzyli jeden organizm. Byli skupieni i skoncentrowani na sobie. Kiedy piosenka się skończyła, para zastygła w bezruchu. Żadne z nich nie chciało się poruszyć, aby nie zepsuć tej magicznej chwili. Liam patrzył na Carol. Po takim wysiłku nabrała lekkich rumieńców, ale twarz miała spokojną. Dotknął koniuszkiem palców tej ślicznej buzi i odgarnął z niej kosmyk włosów. Powoli zbliżał do niej swoją twarz. W końcu jego usta dotknęły jej rozgrzanych warg. Delikatnie cmoknął dziewczynę w usta.
-Jesteś taka niesamowita – powiedział i powtórzył pocałunek. Tym razem mocniej i bardziej namiętnie.

środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 5 - "(...) Nawet z siniakiem pod okiem"


***Patricia***
Patricia siedziała na ławce przed gabinetem komendanta policji. Czekała na wezwanie. Miała złożyć zeznania. Nie była przerażona, nie bała się niczego. Nadal była wściekła. Tylko tyle. Siedziała z zaciśniętymi zębami i tarmosiła zawieszki przy swojej bransoletce. Jak one mogły jej to zrobić? No jak?! Umawiać się z Pringlesami za jej plecami? Przecież dobrze wiedziały, jak ona za nimi szaleje, więc nie mogło być tu mowy o żadnej pomyłce. Zostawiły ją samą w domu, poszły do baru i tam wbiły jej nóż w plecy. I to są przyjaciółki? A ona była dla nich taka dobra. Pozwalała przebywać w swoim towarzystwie, sprawiała, że dzięki niej one stały się popularne w szkole… Ale jak widać umiały sobie poradzić i bez niej. I chyba właśnie ta ostatnia myśl wywołała w Patrici największą złość. I kiedy zobaczyła na ulicy Mię i Julie takie roześmiane i w towarzystwie chłopaków z drużyny, po prostu nie wytrzymała. Rzuciła się na Mię i potargała za włosy. Trochę ją też podrapała po twarzy (w końcu miała długie tipsy). Ale w ogóle  tego nie żałowała. Niech Mia ma za swoje. Niech wie, że zrobiła źle. Szkoda tylko, że do Julie nie zdążyła się dobrać. Ale jeszcze będzie taka okazja. Jeszcze Julie pożałuje, że wybrała Mię a nie ją, Patricię.

***Harry***
-Dzień dobry, nazywam się Harry Styles i przyszedłem do Mii. Mogę wejść? – Harry stał przed drzwiami domu Mii z kwiatami w rękach. Czuł, że musi ją odwiedzić. Chciał to zrobić.
-Dobrze, ale tylko na chwilę – odpowiedziała wyraźnie zmartwiona mama Mii. – Lekarz mówił, że Mia musi dużo odpoczywać, nie wolno jej przemęczać.
-Tylko się przywitam i już mnie nie ma.
Harry wszedł do środka i cicho zapukał do pokoju wskazanego przez mamę dziewczyny. Kiedy odpowiedziało mu równie ciche „proszę”, wszedł do środka. Mia siedziała na krześle odwrócona tyłem do drzwi.
-Witaj Mia. Jak się czujesz? – spokojnie zapytał Harry i zaczął iść w jej stronę.
-Nie zbliżaj się! – szybko odpowiedziała dziewczyna. – Nie chcę, żebyś widział mnie w takim stanie. Wiesz, co ta wariatka mi zrobiła?
-Mia, dla mnie to nieważne. Nie liczy się, jak wyglądasz – mówił Harry i powoli szedł w jej stronę. – Liczysz się tylko ty – powiedział i delikatnie dotknął jej ramienia.
Drgnęła. Harry czule obejmował jej ramiona. W końcu lekko obrócił ją w swoją stronę. Pozwoliła mu na to. Oglądał jej twarz w najwyższym skupieniu. Gładził szramy od tipsów na jej policzkach. Uważnie oglądał siniaka pod okiem i zaczerwienienia na czole. Mia była zażenowana. Nie chciała, żeby ktokolwiek widział ją w takim stanie, zwłaszcza Harry.
-Dla mnie i tak jesteś najpiękniejsza – powiedział jakby zgadując jej myśli. –Nawet z siniakiem pod okiem – dodał i czule pocałował ją w usta.

***Liam***
Mimo że było przed południem w sobotę, Liam postanowił pójść na halę, żeby chwilę pograć. Luksus prywatnej szkoły polegał między innymi na tym, że każdy uczeń miał do niej klucz i mógł bez problemu korzystać ze sprzętu, który się tam znajdował. Liam często korzystał z tego przywileju. Wiedział, że o tej porze raczej nikogo w środku nie spotka, więc śmiało ruszył w kierunku gmachu szkolnego. Kiedy tworzył frontowe drzwi, znalazł się na całkiem pustym korytarzu. Idąc w kierunku sportowej szatni, trochę myślał o zdarzeniach wczorajszego wieczoru. Dlaczego doszło do bójki między dziewczętami – nie wiedział, ale też nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. „Trudno, stało się” – pomyślał i zaczął się przebierać. Zrobił to bardzo sprawnie i już po niecałej minucie wybiegał z szatni z piłką do kosza w ręku. Rozpierała go energia, nie mógł się doczekać, kiedy tam wejdzie, zrobi kilka zwodów, uników i bezbłędnie wrzuci piłkę do kosza. Z uśmiechem na twarzy zaczął biec na halę. Kiedy już miał otworzyć drzwi i z impetem wparować do środka, usłyszał muzykę. Przez chwilę wydawało mu się, że się przesłyszał, ale później zorientował się, że rzeczywiście to słyszy. Energetyzujące dźwięki dochodziły ze środka sali. Liam chicho otworzył drzwi. Wtem jego oczom ukazała się zgrabna dziewczyna, która tańczyła w takt piosenki. Jej ruchy były zdecydowane, energiczne i pełne pasji. Od razu dało się zauważyć, że dziewczyna jest świetna w tym, co robi. Payne stał jak wryty i przyglądał się z zachwytem nieznajomej. Była odwrócona do niego tyłem, więc nie widział jej twarzy. Zastanawiał się, kim ona jest i dlaczego nigdy nie widział, jak tańczy. Przecież była świetna! Jego rozmyślania przerwała głęboka cisza, która pojawiła się tak nagle. Piosenka się skończyła. Dziewczyna odwróciła się, żeby ponownie włączyć radio i wtedy zobaczył jej twarz. To była Carol.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 4 - Uliczne porachunki

***Zayn***
Po spotkaniu ze Stacy Zayn szedł szczęśliwy do chłopaków żeby opowiedzieć im co się stało na szkolnej sali. Nagle zadzwonił mu telefon, więc szybko odebrał.
-Zayn, my już jesteśmy w pubie, już się kończy druga kolejka, a Ciebie ciągle nie ma. Gdzie ty jesteś ?!-mówił zdziwiony Harry.
-No ja ...ja wracam z randki - wydusił z siebie Zayn. Uśmiechnął się w duchu, chciałby zobaczyć teraz minę przyjaciela.
-Czy ja dobrze usłyszałem? Z RANDKI??- krzyknął podekscytowany. Zakrył ręką słuchawkę i powiedział do kolegów obok siebie: 
-Słuchajcie, Zayn był na randce! 
Zabrał rękę z głośnika telefonu i zapytał Zayna:
- A ładna ?
-No baa.. - odrzekł chłopak. -Jest cheerleaderką  i ma fajne koleżanki - dodał.
-I o to chodzi! - ucieszył się Styles. -My czekamy w pubie za rogiem, tam gdzie zawsze. Masz być szybko,musimy znać szczegóły.
-Barany!-zaśmiał się Malik i przerwał połączenie.

***Mia***
Mia z Juliette poszły do swojego ulubionego baru. Były zmęczone całym dzisiejszym dniem. No i zachowaniem Patrici, która wróciła do domu. Jednak ona nie była zmęczona nauką ani nawet popołudniowym treningiem, tylko całym 3 minutowym staniem w kolejce po buty! Dziewczyny były zadowolone, że nie ma jej z nimi. Miały jej już po dziurki w nosie, ciągle psuła im humor.
Wewnątrz baru panował zaduch i hałas, ale to im nie przeszkadzało. Julie usiadła przy stoliku, a Mia poszła  zamówić coś do picia. Gdy stała w kolejce przy barze, ktoś na nią zagwizdał. Zdziwiona odwróciła się i... przeżyła mini zawał. Spojrzała w stronę, z której dobiegał gwizd i zobaczyła 4 najprzystojniejszych facetów z całej szkoły! A jeden właśnie zagwizdał na jej widok. Jakie to było szalone! Mia udała, że nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia i odwróciła się w stronę baru. Zamówiła dwa kolorowe drinki i już miała wracać do Julie, gdy zderzyła się z czyjąś klatką. Podniosła głowę i zobaczyła rozbawionego Harrego Stylesa. Nie wyglądał na trzeźwego. Ubrany był w czerwoną koszulę w kratę, włosy miał w artystycznym nieładzie, a jego perfumy były tak boskie,że dziewczyna zaniemówiła . Nigdy nie miała odwagi do niego podejść. Teraz to on stał przed nią i coś mówił, a ona zdawała się nic nie słyszeć, tylko patrzyła na niego tymi swoimi pięknymi błękitnymi oczami.
-To co, idziesz?- zapytał z zadziornym uśmieszkiem na twarzy.
-Yyyy...ale dokąd? - zapytałam i poczułam, jak się rumienię.
Zaśmiał się i pociągnął mnie do stolika, gdzie siedziała reszta jego fajnych kolegów.
-Przepraszam, ale  przyszłam tu razem ze swoją przyjaciółką, - powiedziałam, gdy już trochę ochłonęłam. -Nie chcę jej teraz zostawić. Sami rozumiecie...
-Nie szkodzi,chętnie poznamy twoją koleżankę -uśmiechnął się do mnie blondyn.- A tak w ogóle to jestem Niall. To jest Louis, Liam no i Harrego to już chyba zdążyłaś poznać. -Przedstawiał mi wszystkich po kolei, jakbym ich wcale nie znała. Jednak nic nie powiedziałam, tylko odpowiadałam na wyciągnięte w moją stronę ręce. 
-Jestem Mia - uśmiechnęłam się, odzyskując pewność siebie. -To ja skoczę po Julie, dobrze? Pewnie umiera ze zniecierpliwienia -zaśmiałam się.
-Jasne,czekamy! - odkrzyknął Harry, kiedy już od nich odchodziłam. Zaśmiałam pod nosem i poszłam w stronę Julie, która szukała czegoś w torebce. Ona jeszcze nie miała pojęcia, co ją za chwilę spotka.


***Niall***
Przyjaciele bawili się w najlepsze, kiedy dołączył do nich Zayn. Niall szybko zapoznał go z nowymi znajomymi. (Wstyd się przyznać, ale mimo że wszyscy chodzili do jednej klasy, żaden z chłopców nie znał wcześniej imion tych dziewczyn). Okazało się, że dziewczyna, z którą spotkał się Zayn, należy do grupy cheerlederek, w której są też Mia i Juliette. Niall przypomniał sobie, że ich kapitanem jest ta nowa - Caroline. "To przecież ta sama dziewczyna, którą Liam przyprowadził wtedy do stołówki. Kto by pomyślał, że taka drobna i nieśmiała osoba poradzi sobie z takim trudnym zadaniem?" - rozmyślał chłopak, podczas gdy reszta ekipy zbierała się już do wyjścia.
W drodze do domu Malik opowiadał wszystkim o Stacy (bo tak miała na imię ta "jego" dziewczyna). Był nią wyraźnie zafascynowany. W ogóle widać było, że grupa już zżyła się ze sobą i dobrze się czuła w swoim towarzystwie. "Dlaczego nie zaprzyjaźniliśmy się wcześniej z tymi dziewczynami" - myślał Niall. Już chciał zapytać o to Louisa, gdy nagle na drodze stanęła tleniona blondyna z rozczochranymi włosami i czerwonymi oczami. Widać było, że jest wściekła. Mia wyraźnie rozpoznała dziewczynę i ruszyła w jej stronę. Chciała się do niej odezwać, ale nie zdążyła, bo blondyna rzuciła się na nią z pięściami. 


czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 3 - I prosto w... głowę!


***Zayn***
- To co? Walimy w fifę? – Wesoło zapytał Liam, kiedy zadzwonił dzwonek.
-Pewka! Dawajcie do mnie, mama zrobiła pizzę na obiad – zaproponował Louis.
-Chłopaki, dzisiaj beze mnie – powiedział Zayn. – Rozpiera mnie energia. Chcę jeszcze porzucać do kosza. A poza tym sami słyszeliście, zaraz sala gimnastyczna zaroi się od super laseczek w krótkich spodenkach!
-Ok., to dobra wymówka. Wybaczamy – rzekł Niall.
-W takim razie wszyscy widzimy się wieczorem. Trzeba omówić taktykę na jutrzejszy mecz – zawyrokował Harry, a pozostali kiwnęli głową na znak aprobaty.
Zayn szybko przebrał się w strój sportowy i pobiegł na halę. Mocno pchnął drzwi wejściowe i poczuł, jak w coś uderzyły.
-Aaaała! – rozległo się po drugiej stronie.
Zayn prędko wpadł do Sali i zobaczył siedzącą na podłodze dziewczynę, rozcierającą czoło. W jednej chwili podbiegł do niej i pomógł jej wstać.
-Nic ci nie jest? – zapytał z troską w głosie.
-Nie. – odparła nadal pocierając bolące miejsce. – Serio, mam twardą głowę, nic mi nie będzie.
-Ale może jednak powinnaś pójść do pielęgniarki – wolał upewnić się chłopak.
-Mówię, że nic mi nie jest. Ale szkoda, że zapomniałam kasku – dodała ze śmiechem w głosie.
Zayn wydawał się niewiele z tego rozumieć. Stał i przypatrywał się śmiejącej dziewczynie. Nagle jakby go olśniło.
-Czekaj, czekaj, ty jesteś z mojej klasy, prawda? – zapytał.
-No brawo, Sherlocku! – odpowiedziała. – Ale spoko, nie gniewam się. Wiem, że takie gwiazdy jak wy nie zwracacie uwagi na zwykłe dziewczyny. Jestem Stacy. Tak tylko mówię, jakbyś zapomniał, bo przecież znasz moje imię, prawda?
-Tak, pewnie, że znam. Stacy. Jasne, że Stacy – odparł zakłopotany Zayn.
Stacy roześmiała się i ruszyła w kierunku grupy dziewcząt z ich klasy. Chłopak stał oszołomiony jeszcze przez krótką chwilę, a przecież to nie on dostał drzwiami w głowę. „Fajna ta Stacy” – myślał. „I tak pięknie się śmieje. Ma w sobie coś… coś co trudno określić. Ale zdecydowanie mi się to podoba”. Chłopak się uśmiechnął i udał się na drugą stronę sali, aby poćwiczyć rzuty.

***Patricia***
Nagle drzwi od sali się otworzyły i ukazała się w nich Patricia. Była ubrana w obcisłą koszulkę typu bokserka i ultrakrótkie szorty. Pewnym krokiem podeszła do grupki dziewcząt i głośno oznajmiła:
-Ja tu jestem najważniejsza, zapamiętajcie to – rozejrzała się w poszukiwaniu Carol – a gdzie jest ta biedaczka, która została naszym kapitanem?
-Pat, daruj sobie – odparła Stacy.
-Zamknij się, z tobą nie rozmawiam – odgryzła się Patty.
W tej chwili w drzwiach pojawiła się Carol. Miała na sobie czarne legginsy i granatową koszulkę typu over size z krótkim rękawem. Włosy jak zwykle miała związane w koński ogon.
-Jest i nasza pani kapitan – kpiła Patricia.
Kiedy Caroline się zbliżyła, blondynka dodała:
-Lepiej było tu nie przychodzić, przecież wszyscy wiemy, że się do tego nie nadajesz.
-Jeszcze zobaczymy – Stacy wzięła Carol w obronę. – Ja jej pomogę.
-O, no to zapowiada się cudowne przedstawienie. Jedna lepsza od drugiej. W takim razie zaczynajmy ten cyrk! – powiedziała Patricia nie kryjąc rozbawienia. – Może na początek coś prostego, co? Piramida na dwa poziomy, migiem! – krzyknęła do reszty dziewczyn.
Cheerleaderki powoli lecz skutecznie zaczęły ustawiać piramidę. Patricia zawyrokowała, że z racji tego, że jest najlżejsza i oczywiście najładniejsza, będzie stała na samej górze. Poziom niżej stały jej dwie koleżanki oraz Stacy. Carol przyglądała się całej sytuacji z boku. Nie chciała mieć z tym nic wspólnego. Nagle Stacy kichnęła, przez co straciła równowagę i runęła jak długa. Reszta dziewczyn z piramidy wylądowała na podłodze obok niej, rzecz jasna. Rozwścieczona Patricia wybuchnęła krzykiem:
-Coś ty zrobiła, sieroto jedna?! Mogło mi się coś stać! Nie mam zamiaru brać udziału w tej całej farsie, róbcie sobie, co chcecie!
Otrzepała nogi i wybiegła z sali. Carol w jednej chwili podbiegła do reszty dziewczyn.
-Nic wam nie jest? – zapytała.
-Nie, pewnie, że nie – uspokajała Stacy. – Ona jak zwykle robi szum i wyolbrzymia. Fajnie było!  -podsumowała.
-Może i tak, ale koniec treningu na dzisiaj. Wystarczy wrażeń, jak na jeden dzień – powiedziała Carol.
***
Wszystkie dziewczyny posłusznie skierowały się do wyjścia. Stacy wróciła jeszcze po bidon, który zostawiła na ławce i nagle film jej się urwał.
Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła nad sobą pełną troski twarz Zayna.
-Co się stało? – wymamrotała.
-Dostałaś piłką od kosza. – przepraszająco odparł chłopak. – Już drugi raz dzisiaj oberwałaś ode mnie w głowę. Tym razem musisz się ze mną umówić. Muszę Ci to przecież jakoś wynagrodzić.

Rozdział 2 - Cheerleaderka


***Caroline***
Kiedy Carol wychodziła ze stołówki, drogę zagrodziła jej wysoka blondynka wraz z dwiema koleżankami. Wyglądała na mocno zdenerwowaną
-Zostaw Liama w spokoju! – wypaliła blondyna.
Caroline stała osłupiała. O co jej chodzi?
-Ale… ja… - Carol nie wiedziała, co powiedzieć.
-Zamknij się! – krzyknęła tamta. – Teraz ja mówię. Jesteś nikim, zapamiętaj to. Nie masz prawa chodzić do tej szkoły, a co dopiero zadawać się z Pringlesami.
Blondyna coraz bardziej zbliżała się do Caroline. W końcu „wbiła” ją w ścianę i wystawiła w jej kierunku swój palec wskazujący.
-Masz się do nich nie zbliżać – warczała. – Jeśli będziesz się stawiać, może ci się stać jakaś krzywda.
-Ja na twoim miejscu bym nie ryzykowała – rzuciła jedna z jej koleżanek.
-Noo, wolałabym nie sprawdzać prawdziwości tych słów – dodała druga.
-Wystarczy dziewczęta – blondyna podniosła dłoń w uspokajającym geście – wygląda na to, że zrozumiała.
Dziewczyna rzuciła Carol pogardliwe i pełne wyższości spojrzenie, po czym odwróciła się napięcie i wyszła, zabierając swą świtę. Caroline stała osłupiała i przerażona. Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Zadzwonił dzwonek na lekcję. Mimo, że dziewczyna była bardzo pilną uczennicą i nigdy wcześniej nie spóźniła się na żadną lekcję, teraz nawet nie drgnęła. Szum na korytarzu powoli zanikał. Zapanowała głęboka cisza. To paradoksalnie obudziło Caroline. Wytarła łzy zastygłe na policzkach i ruszyła do klasy.

***Stacy***
-O, a panna spóźnialska zostanie kapitanem – powiedziała wychowawczyni po wejściu Carol do klasy.
Dziewczyna stała wyraźnie osłupiała i nie miała pojęcia, o co chodzi. Stacy skinęła na nią i wskazała puste miejsce obok siebie. Caroline nieśmiało podążyła we wskazanym kierunku i cicho usiadła na krześle.
-Pierwsza próba jest dzisiaj po lekcjach. O 16 widzimy się na sali gimnastycznej. I bez żadnych wykrętów! – kontynuowała wychowawczyni.
-Pani profesor, ale jak to ona ma zostać kapitanem? – oburzyła się Patricia. Carol rozpoznała w niej długonogą blondynkę, przez którą dzisiaj płakała – Przecież ona nie może być kapitanem! Nie ona!!
-Jeśli się z tym nie zgadzasz, trudno. – odpowiedziała wychowawczyni. – Ja już podjęłam decyzję i nie zamierzam jej zmieniać.
Carol bała się odwrócić. Błądziła tylko przerażonym wzrokiem po ławce. Stacy obserwowała ją i coraz bardziej było jej żal koleżanki. W końcu nie wytrzymała i odwróciła się do niej.
-Właśnie zostałaś kapitanem szkolnej drużyny cheerleaderek, gratuluję.
Kiedy odpowiedziała jej tylko zdziwiona mina dziewczyny, dodała:
-Jestem Stacy – wyciągnęła rękę i uścisnęła dłoń Carol. – Już Ci mówię, o co chodzi z tą drużyną. Nasza szkolna Dryżyna cheerleaderek upadła. Laski z ostatnich klas zrezygnowały, bo matura, a młodsze nie chcą, bo nie. Nasza wychowawczyni jest ich opiekunką, więc rozpaczliwie szuka kandydatek. Padło na naszą klasę. Od dzisiaj wszyscy jesteśmy cheerleaderkami. No i cheerleaderami oczywiście. A ty jesteś naszym kapitanem.
Carol odwróciła głowę i spojrzała na tę blondynę, która zaczepiła ją na korytarzu. Jej wzrok nie wróżył nic dobrego. A już na pewno nic dobrego dla Carol.

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 1 - Nocnikowy Książę


***Louis***
-Uff, dobrze, że już lekcja. Przecież oni mogliby nas udusić! – powiedział Louis wychodząc spod prysznica w drużynowej szatni.
- Przestań! Taka jest cena sławy. Nie widzisz, że oni wszyscy nas uwielbiają? – Mówił Niall prężąc swoje mięśnie przed lustrem. – Ja tam zdecydowanie czuję się jak gwiazda.
- Tobie dobrze mówić. Ciebie podrzucali – ciągnął Loui. – My byliśmy zgniatani, szturchani… Wszyscy chcieli mnie przytulać!
- Tak, to rzeczywiście musiało być straszne: tłum pięknych dziewcząt, które ocierają się o Ciebie swoim rozgrzanym ciałem. Mamo, ratunku! – Wyraźnie rozbawiony Niall zaczął się wygłupiać. Reszta kolegów dołączyła do niego i wszyscy czterej rzucili się na Louisa. Przyjaciele zaczęli go obłapiać i piszczeć przedrzeźniając dziewczyny. Lou udawał, że próbuje ich odgonić, ale prawda była taka, że bawił się w najlepsze. Nagle w drzwiach szatni stanął trener, pan Spencer.
-No widzę chłopcy, że już dawno nie byliście na żadnej randce. Żeby tak obłapiać Louisa? A w szkole tyle ładnych panienek. I wszystkie się marnują… - trener wyraźnie się z nich nabijał. Zawsze, gdy miał okazję wypominał im, że nie mają dziewczyn. Zwłaszcza, że do tej szkoły chodziła jego córka. – No ale koniec tego dobrego. Wiem, że jesteście gwiazdami i przysługują Wam pewne prawa, ale lekcja trwa już od 15 minut. Najwyższy czas dołączyć do klasy.
- Oczywiście, trenerze. Już idziemy – odrzekli chórem i posłusznie pobiegli w kierunku sali od angielskiego.

***Liam***
Kiedy weszli do klasy, nikt się specjalnie nie zdziwił ich spóźnieniem. Zajęli swoje miejsca i wyciągnęli podręczniki.
„Ta sala jest najgorsza ze wszystkich, zawsze siedzę tu sam, bo każdy ma już parę” – pomyślał Liam, biorąc do ręki długopis. „Kolejna, nudna, lekcja” – przebiegło przez jego głowę, gdy nagle zauważył, że w pierwszym rzędzie dostawiono pojedynczy stolik. Siedziała przy nim jakaś dziewczyna o długich brązowych włosach związanych w kucyk. Liam nie widział jej wcześniej. „Musi być nowa…” – pomyślał.  – „Ale skoro obok mnie jest wolne miejsce, dlaczego nie chciała tu usiąść? Trzeba było jej dostawić ławkę. I to jeszcze w pierwszym rzędzie!” Nieznajoma intrygowała go. Zawsze był ciekawski, ale teraz niewiedza nie dawała mu spokoju. Przecież każdy chciał z nim siedzieć. KAŻDY! Nie pozwolił na to tylko dlatego, żeby nie było niepotrzebnych kłótni między dziewczynami z klasy i bójek między chłopakami. Skoro każdy już ma miejsce, to niech na nim zostanie. Ale z nieznajomą było inaczej. Przecież ona nie miała przydzielonej ławki, więc mogła usiąść obok niego. Dlaczego tego nie zrobiła?
- Panie Payne? – powiedziała pytająco nauczycielka angielskiego – co pan o tym sądzi?
Liam nie miał pojęcia, o czym jest mowa. Postanowił sobie kiedyś, że zawsze w takich sytuacjach będzie się zgadzał, więc podniósł głowę, uśmiechnął się najbardziej czarująco jak potrafił i odpowiedział:
- Myślę, że to bardzo dobre rozwiązanie.
Cała klasa wybuchnęła głośnym śmiechem. Zdezorientowany Liam popatrzył na nauczycielkę, która również nie kryjąc rozbawienia powiedziała:
- Hmm, skoro tak uważasz. Ale pozwól, że Ci trochę pomogę. Właśnie omawialiśmy twórczość Edgara Allana Poe, który napisał jeden ze swoich najwybitniejszych wierszy i zostawił rękopis na komodzie. Jego malutki synek zdjął kartkę z mebla, po czym użył jej jako papieru toaletowego. Poe mimo wszystko opublikował oryginalny rękopis w nowym tomiku poezji. Nadal uważasz, że to dobre rozwiązanie? – Twarz nauczycielki była purpurowa od powstrzymywanego śmiechu.
- Nie – odrzekł wyraźnie zniesmaczony Liam – Przecież to chore jakieś.
- To nic! – zawołał z ostatniej ławki Niall – od dzisiaj i tak będziesz „Nocnikowy Książę”!
Zadzwonił dzwonek i rozbawieni uczniowie wybiegli z klasy. Harry podszedł do Liama i nałożył mu na głowę nocnik zrobiony z kartki papieru. W zasadzie był to zwykły papierowy kapelusz, ale napis na nim głosił, że jest właśnie nocnikiem i już. Liam nic sobie nie robił z dowcipów kolegów. Interesowała go tylko ta nieznajoma. Wciąż o niej myślał.
- Idźcie sami na obiad, dołączę do was później. – powiedział Liam.
-Stary, chyba się nie gniewasz za tego księcia, co? – wolał upewnić się Niall.
-Pewnie, że nie. Muszę tylko coś załatwić.

***Caroline***
Caroline wychodziła właśnie z klasy, gdy poczuła, jak ktoś łapie ją za ramię. Przestraszona odwróciła głowę i zobaczyła tego chłopaka, który był taki nieuważny na lekcji angielskiego. Czego on od niej chce?
-Dlaczego nie usiadłaś ze mną? – wypalił od razu.
-Yyy… ja…  wolałam być bliżej tablicy – jąkała się Carol. Chłopak nadal patrzył na nią swymi dużymi brązowymi oczami.
- Hahahaha, nie wierzę! – zaśmiał się szczerze. Wolałaś siedzieć sama, w dodatku pod tablicą, niż ze mną?! Ty wiesz, kim ja jestem? – zapytał. Nie chciał, żeby to zabrzmiało jak przechwałka, ale właśnie tak zabrzmiało. Nieznajoma stała przed nim wyraźnie sparaliżowana, ale kiedy tak niemiło się do niej odezwał, chyba ją trochę ośmielił.
- Sądzę, że jesteś Nocnikowym Księciem – wypaliła i od razu tego pożałowała. Nie lubiła krzywdzić innych. Nawet słowami. – To znaczy, przepraszam, ja.. nie chciałam. – Caroline spuściła oczy.
- Nie, to ja przepraszam. – Liamowi zrobiło się jej żal. Nagle przypomniał sobie, że ona musi być tu nowa, skoro jej wcześniej nie widział. – Jesteś tu nowa? – to było najbardziej kreatywne zdanie, na jakie go było stać w tej chwili.
- Tak. – powiedziała Carol i ponownie spuściła wzrok.
Liam stał i patrzył na nią. Była ubrana skromnie, ale z wyczuciem. Włosy miała związane, była bez makijażu i była wyraźnie speszona. „Tak bardzo tu nie pasowała” – pomyślał chłopak. Nagle ponownie zrobiło mu się jej żal. Postanowił jej pomóc.
- Jestem Liam – uśmiechnął się i podał jej rękę. – Ale możesz mówić mi Nocnikowy Książę. Mam nawet koronę, zobacz – zdjął z głowy papierową czapkę i podał jej.
- Caroline  - wydukała dziewczyna.
- Chcesz zjeść ze mną obiad? To znaczy ze mną i moimi kolegami – zaproponował Liam. Kiedy zobaczył wahanie na jej twarzy, postanowił się wytłumaczyć. Nie chciał, żeby się go bała. – Wiesz, jesteś tu nowa, pewnie nikogo nie znasz, wiesz w ogóle, gdzie jest stołówka?
Odpowiedziało mu milczenie.
- Chodź, pokażę Ci – dodał biorąc ją za rękę.

***Patricia***
Na stołówce panował chaos. Jak zawsze podczas przerwy na obiad.
- Matko, jaka ta kolejka jest długa! – jęczała Mia.
- No, ma chyba z kilometr! – wtórowała jej Julie.
- Dziewczęta, po co te nerwy? – uspokajała Patricia. – Zapomniałyście, kim jesteśmy? – dodała i ruszyła w stronę pań wydających jedzenie, a koleżanki podążyły za nią.
Kiedy tylko zbliżyły się do okienka, kolejka natychmiast się rozstąpiła, a dziewczyny mogły spokojnie wybrać jedzenie. W drodze do stolika Patt uśmiechnęła się przebiegle i rzuciła w stronę dziewcząt:
- Widzicie? Tak to się załatwia.
Kiedy koleżanki jadły w najlepsze, do stołówki wszedł Liam, ciągnąc za sobą jakąś dziewczynę. Przedstawił ją kolegom i wszyscy usiedli przy najbardziej prestiżowym stoliku w stołówce.
Patricia, widząc to, pociemniała na twarzy od gniewu.
- Kim jest ta wywłoka?! – krzyknęła.
- Czekaj, czekaj, to jest chyba ta nowa, co dołączyła do naszej klasy – odparła Julie.
- Faktycznie, to ona! – zgodziła się Mia.
- Co o niej wiecie? – Patty próbowała opanować zdenerwowanie.
- Słyszałam, jak rozmawiała dzisiaj z naszą wychowawczynią – odpowiedziała Julie. – Dostała się do tej szkoły dzięki stypendium. W ogóle nie ma kasy i nigdy nie mogłaby się tu uczyć, gdyby nie to.
- Więc jest nikim – podsumowała Mia.
Patricia z każdym usłyszanym słowem była coraz bardziej zdenerwowana. W końcu jej oburzenie osiągnęło apogeum i gwałtownie wstała.
- To ja – zaczęła – przez tyle czasu próbowałam się do nich zbliżyć, robiłam co mogłam: chodziłam na wszystkie mecze, posyłałam piękne uśmiechy, wdzięczyłam się i nic, a ona przychodzi tutaj i już pierwszego dnia je z nimi obiad?! Takie zero, takie nic?! O, nie! Ja tego tak nie zostawię! Już ona mnie popamięta, ja się o to postaram! – powiedziała Patricia i jak gdyby nigdy nic wróciła do jedzenia.

sobota, 11 stycznia 2014

Prolog

- Dziewczyny, szybciej! Ile mam czekać na ten błyszczyk?! - Zniecierpliwiona Patricia stała przed lustrem w szkolnej toalecie i poprawiała włosy. - Za chwilę kończy się przerwa. I jak ja pójdę do klasy? Tak nago... bez błyszczyka?!
- Oj, spokojnie, spokojnie. Już "pędzimy"! - chórem odpowiedziały Mia i Julie.
- No ja myślę - warknęła Pat.
Z boku wszystkie trzy dziewczyny wyglądały jak klony. Tlenione blond włosy, długie paznokcie, obcisłe topy i baaardzo wysokie szpilki to były ich znaki rozpoznawcze, przez to od razu rzucały się w oczy. Szczerze mówiąc, ten cały image nie był im do niczego potrzebny. Przecież każdy w szkole znał Patricię i jej świtę. Były to najbardziej popularne laski w całym liceum. No i w dodatku najładniejsze. Przynajmniej zdaniem większości chłopaków w promieniu 5km. Żaden nie był w stanie oprzeć się urokowi Patty. Żaden.

***
- Mamo, widziałaś moją deskę?
- Jeszcze Ci mało? - w głosie mamy było słychać wyraźne zdenerwowanie - Stacy, przecież wczoraj stłukłaś sobie kolana! O mało rzepki nie przestawiłaś. Chcesz, żebym kiedyś dostała przez Ciebie zawału? Proszę, skończ z tymi wygłupami na desce.
- Mamusiu - Stacy przymilnie uśmiechnęła się do mamy. - Dobrze wiesz, że ja to kocham i nigdy z tego nie zrezygnuję. Wyobraź sobie - ciągnęła Stacy wyraźnie podekscytowana - że pędzisz po ulicy na desce, wiatr rozwiewa Ci włosy, czujesz jak powietrze obija się o Twoje policzki...
- I nagle wpadasz na barierkę odgradzającą chodnik od ulicy - przerwała z uśmiechem mama.
- To było dawno, więc się nie liczy! - odkrzyknęła dziewczyna.
- Yhy, dawno. Aż całe cztery dni temu.
Stacy wiedziała, że mama przekomarza się z nią, bo się o nią martwi. A martwi się o nią, bo ją kocha. Taka już rola mam - muszą kochać i się martwić. A rolą dzieci jest im tych zmartwień dostarczać. Akurat jeśli chodzi o to ostatnie, Stacy miała niezłe pole do popisu. Odkąd skończyła 6 lat zaczęła jeździć na deskorolce. Skateparki zastępowały jej place zabaw a długie godziny spędzone z instruktorem - koleżanki. Teraz miała 18 lat, chodziła do najlepszego prywatnego liceum w mieście i miała koleżanki. Nie była z nimi zbyt blisko, ale przynajmniej nie siedziała sama w stołówce podczas przerwy na obiad. Nadal lubiła jeździć. Lubiła tę adrenalinę i pozytywną energię, jaką wyzwalał w niej pęd powietrza. Zdarzały jej się wypadki (i to dość często), ale przecież były niegroźne. A mama niepotrzebnie się martwiła.
- Mamo, proszę, widziałaś tę deskę czy nie? Nie chcę spóźnić się do szkoły - błagała Stacy.
- Leży tam, gdzie ją wczoraj zostawiłaś - mama wskazała na róg kuchni. - A tak właściwie to ty nie jesteś już spóźniona? Zobacz, która jest godzina.
- Nie, nie jestem. Dzisiaj mam dopiero na trzecią lekcję - Stacy cmoknęła mamę w policzek i wybiegła z domu, ściskając deskę pod pachą.
- Pięknie. Znowu zapomniała kasku...

***
Po co ja się właściwie zgodziłam na tę szkołę? No po co? Dobra, wiem, przecież to najlepsza szkoła w mieście. A mi zależy na dobrym wykształceniu. Ale z drugiej strony już teraz wiem, że nie będę tam pasować. - Caroline szła do szkoły pogrążona we własnych myślach. Dzisiaj był jej pierwszy dzień w nowej szkole i denerwowała się tym faktem. To przecież całkiem normalne - każdy denerwuje się przed takim wydarzeniem. Ale Carol miała inny problem: to była szkoła prywatna. A ona nie miała pieniędzy. Normalnie nie byłoby jej stać, aby tam chodzić, ale dostała stypendium naukowe za wybitne osiągnięcia edukacyjne. Tylko dzięki temu mogła uczyć się w Oxford University, przed którego drzwiami właśnie stała. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka.

***
Przerwa dobiegała końca, kiedy na korytarzu zabrzmiał głos spikera szkolnego klubu radiowęzła: "Drodzy uczniowie Oxford University! Powitajcie gorąco naszą wspaniałą drużynę koszykarzy - The Pringles! Z całego serca życzymy Wam sukcesów w nowym roku szkolnym i kolejnego tytułu Mistrza Stanu!" Po tym komunikacie już nic nie można było usłyszeć. Dookoła rozbrzmiewały bowiem tylko oklaski i dopingujące okrzyki. Koszykarze wbiegli na korytarz w swoich niebieskich, drużynowych bluzach. Wokół nich kręciły się cheerleaderki. Ale tylko przez krótką chwilę, bo nagle szkolne gwiazdy kosza zalała fala uczniów.  Korytarz zaroił się od fanów, wśród których bystry obserwator mógł dostrzec jedynie strzępki niebieskiego materiału. Ktoś z tłumu krzyknął: "Vivat Niall!" i już kapitan Pringlesów był podrzucany pod sufit.